Adopcja = Miłość. Strona główna. Rodzice adopcyjni i zastępczy. Rodzina adopcyjna a zastępcza. Procedury adopcyjne. Procedury adopcyjne u Nas. Adopcja – prawa i obowiązki. Warunki adopcji. Etapy adopcji.
jeli paskie dziecko nie byŁo przekazane do adopcji w momencie urodzenia, prosz poda informacj na temat opieki dziecka, jego zdrowia i rozwoju przed oddaniem go do adopcji. co sdzi pan o tym, by dziecko oddawane do adopcji skontaktowaŁo si z panem w momencie, gdy osignie ono peŁnoletnio? ad 67a (polish) (7/15) page 5 of 10
Kim jest matka, która oddaje własne dziecko do adopcji? Pewnie wielu ludziom cisną się na usta same złe słowa. Tymczasem, choć to głupie się tłumaczyć, ja mam coś na swoje wytłumaczenie. Nie oznacza to, że nie żałuję, że Cię nie wychowywałam. Przez swoje życie idę z ciężarem w sercu, że mogłam dzielić tę codzienność z Tobą. Obserwować jak się rozwijasz, jak się śmiejesz. Nie mogłam tego zrobić. fot. Nie, nie chodziło o to, że miałam 15 lat Nie, wcale nie chodzi o to, że miałam 15 lat jak Cię urodziłam. Myślę, że rodzice by mi pomogli Cię wychować. Oczywiście nie byłoby to mile widziane w małej miejscowości, w której mieszkaliśmy. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, mieli jednak zawsze otwarte głowy. Nawet przekonywali mnie do tego, bym Cię zostawiła. Mówili, że jesteś moim najukochańszym synkiem, a ich wnuczkiem. Ja też tak myślałam i do dzisiaj myślę, bo zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy pojawiłeś się na świecie od razu wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Prosiłam jednak pielęgniarki, by jak najszybciej Cię zabrały. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bolało to, że musiałam Cię oddać. Tzn. nie musiałam, ale chciałam. Wybacz mi, proszę Wiem, że wiele osób mnie oceniło. Każdy wie jak ktoś inny powinien żyć i ma dla niego milion rad. Zawsze nie to irytowało. Nikt nie próbował wczuć się w moje emocje, w mój żal, w mój ból. A to był ból fizyczny. To przekonanie o tym, co się stało i ta świadomość, że Cię oddam. Że trafisz do obcych ludzi, którzy będą Cię wychowywać i traktować jak syna. Wiem, że miałeś dobre życie, ale wiem też, że żyjesz z traumą, że oddała Cię własna matka. Wybacz mi. Nie znam Twojego ojca Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Wiem jednak, że wtedy, gdy podjęłam tę decyzję, byłam jej pewna. Skąd wzięłam na to siłę? Nie mam pojęcia. Byłam rozżalona i nieszczęśliwa. Nie chciałbyś, żeby ktoś taki Cię wychowywał. Nie pytaj też o swojego ojca. Nie znam go. Złapał mnie w bramie, w biały dzień, gdy wracałam ze szkoły. Zgwałcił mnie, a 9 miesięcy później urodziłeś się Ty. Wybacz mi, proszę. Oddałam Cię, bo uważałam to za jedyną słuszną decyzję. Zobacz także: Zdrowy egoizm. Naucz się go!
Obecnie popyt na dzieci rodziców aspirantów przekracza dostępność dzieci potrzebnych do adopcji międzynarodowej. Pod koniec lat 90. Unicef oszacował, że na każde dostępne do adopcji dziecko przypadało 50 potencjalnych rodziców adopcyjnych. 86 Chociaż liczba AM spadła od 2004 87 r., według Cantwell‘a "nie jest to odbiciem spadku zainteresowania ze strony potencjalnych nabywców
fot. Adobe Stock Od kilkunastu lat pracuję w administracji szpitala onkologicznego. – Jak ty to wytrzymujesz? – pytają mnie często znajomi. Nie wiem, co mam im wtedy odpowiedzieć, bo każda odpowiedź jest albo straszna, albo nieprawdziwa. Po pierwsze nie można się przyzwyczaić do tego, co się tam widzi. Owszem, gdybym nie wyłączyła uczuć, przechodząc codziennie obok tylu ludzkich tragedii, to pewnie bym już dawno oszalała. Ale to nie znaczy, że się przyzwyczaiłam. Czasami drobna rzecz wyprowadza mnie z równowagi, wtedy biegnę do swojego gabinetu i zamykam się w nim, aż dojdę do siebie. Jej oczy miały ten sam fiołkowy odcień... Pewnego dnia szłam korytarzem na spotkanie z dyrektorem, kiedy pewna mała, blada twarzyczka przykuła mój wzrok. Ta dziewczynka wyglądała jak wykapana moja siostra, Joasia, kiedy miała z 5 lat. Te same ogromne oczy, owal twarzy, lekko odstające uszy... Wrażenie było tak silne, że stanęłam na jej widok jak wryta. Spojrzała na mnie mądrym, przedwcześnie dojrzałym wzrokiem dorosłego człowieka. Znałam takie spojrzenia, rzucały je bardzo chore dzieci, wymęczone terapią. Ale było w tych oczach coś jeszcze... Niezwykle rzadko spotykany fiołkowy odcień. Widziałam już w swoim życiu takie oczy. Dawno temu utonęłam w nich, tracąc kompletnie rozsądek i płacąc za to wysoką cenę. Przeszłam dalej, a w mojej głowie szalała burza myśli. Zapamiętałam sobie salę, przed którą stała dziewczynka i po spotkaniu z dyrektorem wróciłam w tamto miejsce. Spojrzałam na kartę pacjenta wiszącą na jednym z łóżek – Aleksandra D., lat 4. Kiedy dowiedziałam się, jak ma na imię mama dziewczynki poczułam, że staje mi serce... Postanowiłam wyjawić prawdę znajomej lekarce. Ta mała miała uszkodzony szpik kostny, który nie wytwarzał krwinek mogących tworzyć komórki zdolne do rozwoju. – To stan przedbiałaczkowy, konieczny jest przeszczep szpiku – powiedziała mi prowadząca ją, znajoma lekarka. – Co z dawcą? – zapytałam ze ściśniętym gardłem. – Wciąż szukamy. Ale jest kłopot, bo między małą a rodzicami nie ma zgodności tkankowej. Dalsza rodzina ojca nie zgodziła się na pobranie szpiku. – A matki?... – drążyłam. – Jej matka została adoptowana i nie wiadomo nic o jej prawdziwych rodzicach – odparła lekarka. Mimo że spodziewałam się takiej odpowiedzi, wytrąciła mnie z równowagi. Nie przespałam całej nocy. Rano ubierając się do pracy, byłam już pewna, co zrobię. Kiedyś postawiłam na pierwszym miejscu swoje dobro, teraz musiałam zadośćuczynić krzywdzie, którą wtedy zrobiłam. Poszłam prosto do pokoju lekarki. – Chodzi o tę małą Olę – zaczęłam odważnie. – Podejrzewam, że... – wzięłam głęboki oddech, a lekarka wpatrywała się we mnie uważnie. – Ona jest chyba moją wnuczką – wyrzuciłam w końcu z siebie. – Jak to? – pani doktor, która zna mojego męża i nastoletniego syna, oniemiała, nic nie rozumiejąc. – Z moich bliskich tylko rodzice wiedzą, że kiedy miałam 16 lat, urodziłam dziecko – zaczęłam moją opowieść. Po raz pierwszy opowiadałam tę historię komukolwiek i czułam, że przynosi mi to ulgę, jakbym zrzucała ze swoich pleców ogromny ciężar. – Nie będę wchodziła w szczegóły, bo cała rzecz jest koszmarnie banalna – kontynuowałam. – On był moją wakacyjną miłością, pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się, pokochaliśmy, rozstaliśmy we łzach. A ja po powrocie z wakacji odkryłam, że jestem w ciąży. I tak śmiertelnie bałam się reakcji rodziców, szczególnie ojca, że... nic im nie powiedziałam. Kiedy mama w końcu odkryła, że przestałam używać waty, tylko magazynuję ją w swoim pokoju, było już za późno na „załatwienie sprawy”. Ciąża miała prawie sześć miesięcy i musiałam urodzić. Rodzice byli w szoku, ale o dziwo pomogli mi wszystko bardzo dyskretnie załatwić. Na szczęście brzuszka jeszcze prawie nie było widać. Od dziecka jestem raczej „przy kości” i wszyscy to zaokrąglenie wzięli za przytycie. Wuj mamy był szefem znanego w całej Polsce sanatorium dla dzieci – bardzo dyskretny starszy pan. Od razu zrozumiał powagę sytuacji i załatwił mi fałszywe chorobowe papiery. Do szkoły poszła informacja, że wyjeżdżam na leczenie i będę kontynuowała naukę w sanatorium. A ja zostałam tam zapisana do normalnej szkoły i na miejscu, na drugim końcu Polski, urodziłam córeczkę. To był jeden z najkoszmarniejszych okresów mojego życia. Najważniejsze jest to, że mała od razu została oddana do adopcji. Zataiłam w dokumentach swoje nazwisko, tak aby ona nie mogła go nigdy poznać. Ale ja po latach dowiedziałam się, kto ją adoptował. Tylko tyle, że to wiedziałam, nic więcej. Nie kontaktowałam się z nią, nie powiedziałam nigdy mężowi, że jako nastolatka urodziłam dziecko, bo i po co? Zachowałam to dla siebie. Kiedy jednak zobaczyłam tę małą Olę na korytarzu, coś mnie tknęło. Ona wyglądała tak samo, jak moja młodsza siostra w dzieciństwie. Potem zdobyłam nazwisko panieńskie jej mamy i... zgadzało się z nazwiskiem przybranych rodziców mojej córeczki, więc mogłam podejrzewać, że jestem spokrewniona z Olą. Dlatego chciałabym zostać dawcą – wyrzuciłam wreszcie z siebie informację o mojej decyzji. Znajoma lekarka słuchała mnie cały czas nieporuszona. – Oczywiście, chcesz zachować daleko idącą dyskrecję? – zapytała tylko, kiedy skończyłam. – Zgadza się – potaknęłam. – Kiedy możemy pobrać ci krew? – nie pytała już o nic więcej. Bez wahania poddałam się temu zabiegowi Kwadrans później było po wszystkim. Krew poszła do badania, a ja mogłam zacząć trzymać kciuki za jak największą zgodność tkankową z Olą. – Całkowita! – powiedziała mi w końcu lekarka, a w jej oczach zalśniły łzy wzruszenia. – Miałaś rację, wiesz? Ta dziewczynka jest twoją wnuczką. Poczułam nagły przypływ czułości i... popłakałam się. Decyzję o oddaniu szpiku podjęłam od razu. Wieczorem poinformowałam męża, że zdecydowałam się na coś takiego, oczywiście zatajając fakt, że biorcą będzie moja wnuczka. – Zawsze wiedziałem, że kiedyś to zrobisz, moja ty dobra cudowna dziewczynko – przytulił mnie pełen podziwu dla mojej decyzji. Nie czułam się wcale bohaterką. Robiłam to, co powinnam, spełniałam tylko swój obowiązek, ale on przecież tego nie mógł wiedzieć. Na dwa tygodnie przed pobraniem szpiku pobrano ode mnie krew, 450 mililitrów, aby mi ją przetoczyć z powrotem po zabiegu. Zabieg przeprowadzono w naszym szpitalu, a personel ze zrozumieniem zachował całkowitą dyskrecję. Zostałam uśpiona, a potem w ciągu godziny pobrano ode mnie szpik metodą wielokrotnego nakłuwania kości biodrowej, nieco ponad prawym pośladkiem. Kiedy uznano, że jest już wystarczająca ilość, przerwano pobieranie i zostałam wybudzona. Zrobiono mi potem kroplówkę z mojej własnej krwi. Po niej zostałam przewieziona do sali pooperacyjnej, a po trzech godzinach byłam już na tyle silna, że przeniesiono mnie na salę. Jedyną pamiątką po pobraniu szpiku były ślady nakłuć na biodrze, jakby ktoś zrobił mi kilka zastrzyków. Mój szpik przeszedł przez filtrację, podczas której oddzielono od niego drobne fragmenty kostne i inne zanieczyszczenia. Przepuszczono go także przez „sito”, aby rozbić grudki posklejanych komórek i po tym wszystkim umieszczono w pojemniku do przetaczania. Na szczęście Ola ma taką samą grupę krwi, co ja, więc nie była potrzebna dodatkowa obróbka szpiku, nie usuwano z niego ani czerwonych krwinek, ani osocza. Był gotowy! Moja wnuczka przeszła swoją operację tego samego dnia, co ja. Otrzymała mój zdrowy szpik i pozostało nam tylko trzymać kciuki, aby jej organizm go przyjął. Została umieszczona w izolatce, bo jej układ odpornościowy kompletnie nie działał i organizm był całkowicie bezbronny. Swojego szpiku już nie miała, mój jeszcze nie produkował przeciwciał – mogło ją zabić byle przeziębienie. Przez chwilę trzymałam moją córkę w ramionach W ciągu tego miesiąca jej rodzice chodzili jak na szpilkach. Widziałam ich wielokrotnie na korytarzu – moją piękną dorosłą córkę i jej męża. Nie mieli pojęcia, że kobieta, która ich mija, jest dawcą i jest równie zdenerwowana stanem zdrowia Oli, jak oni. Kiedy w końcu z drzwi izolatki zdjęto kartkę „sala zamknięta”, miałam ochotę skakać z radości. I wtedy też na ułamek sekundy trzymałam w objęciach swoją dorosłą córkę. Rzuciła mi się w ramiona, szczęśliwa, tak jak rzucała się wszystkim przechodzącym pracownikom szpitala. Ale tylko ja czułam wtedy coś szczególnego... Na zawsze zapamiętam jej dotyk i zapach jej ciała. Będzie mi to musiało wystarczyć na resztę życia. Podobnie jak chwila rozmowy z Olą, do której wpadłam z gratulacjami. Podjęłam decyzję o zachowaniu anonimowości, bo nie chcę burzyć życia ani mojej rodziny, ani rodziny mojej córki. I tak przeszli dużo, po co im kolejne emocje? Ani Ola, ani jej mama nigdy się więc nie dowiedzą, kim jestem naprawdę i co zrobiłam. Dla nich obu zostanę na zawsze tylko jednym z pracowników szpitala. Więcej prawdziwych historii:„Mój brat ma 40 lat na karku, a spotyka się z nastolatką. Przecież to jeszcze dziecko!”„Nigdy nie kochałam mojego męża. Wyszłam za niego z wdzięczności, bo czułam, że tak powinnam postąpi攄Mąż mnie zdradził, więc nie mam wyrzutów sumienia z powodu własnego romansu. Kochanek uwiódł mnie i wykorzystał”
Zarówno jeden mężczyzna jak i kobieta mogą zabrać dziecko do wychowania. Najważniejsze jest spełnienie ustalonych wymagań. Kto nie może być przybranym ojcem . Myśląc o tym, co jest potrzebne do adopcji dziecka, ważne jest, aby zrozumieć, którzy obywatele nie mogą zająć się dziećmi w żadnych okolicznościach. Należą do nich:
Oddanie dziecka do adopcji jest w Polsce wciąż tematem tabu. Kobiety, które zdecydowały się na tak dramatyczny krok, często narażone są na społeczny ostracyzm. Nazywa się je „wyrodnymi matkami”. Kim są? Co spowodowało ich decyzję? Na jaką pomoc mogą liczyć i gdzie ją znaleźć?Dla wielu kobiet wiadomość o ciąży jest długo wyczekiwanym, jednym z najszczęśliwszych momentów w życiu. Są jednak i takie, którym wraz z tą informacją „wali się cały świat”. Są zagubione, przerażone, sparaliżowane lękiem o to, „jak sobie poradzą”. Nie widzą żadnych perspektyw. Boją się nie tylko o siebie, ale i dziecko. Podejmują decyzję o oddaniu dziecka do kobiety oddają dziecko do adopcji?- Jakichkolwiek byśmy nie szukali przyczyn w oddawaniu dzieci, zawsze będzie to wewnętrzna samotność kobiety. W swoim środowisku jest samotna ze swoimi trudnościami, problemami – tłumaczy Magdalena Modlibowska, prezeska fundacji „Po adopcji”.Jakie kobiety najczęściej oddają dziecko do adopcji?Powszechnie uważa się, że najczęściej matkami, które oddają swoje dzieci do adopcji są bardzo młode dziewczyny, lub kobiety po 40. Choć trudno o dokładne statystyki, jest to bardzo prawdopodobne. Bardzo młode kobiety, dziewczyny, często nieletnie, są w najtrudniejszej sytuacji. - One dopiero stoją u progu swojego życia i nie wyobrażają sobie, że ten próg mają przekroczyć od razu z bagażem macierzyństwa. Dodatkowo dochodzi brak wsparcia rodziny, która powtarza „po co ci teraz to dziecko”? – wyjaśnia Magdalena i drugi biegun. Kobiety dojrzałe, mające już za sobą bagaż doświadczeń. Zazwyczaj są już matkami kilkorga dzieci, ale wiedzą, że – najczęściej ze względów ekonomicznych - nie będą w stanie wychować i utrzymać kolejnego. - Jakichkolwiek powodów byśmy nie szukali, to za każdym razem będzie to bardzo specyficzna, indywidualna sytuacja. Nie możemy jednoznacznie określić ani motywów, ani typu kobiet, które decydują się na oddanie dziecka – podsumowuje prezeska fundacji „Po adopcji”.Oddają dziecko z miłościCzęsto pojawia się tu także argument, że matki oddają swoje dzieci do adopcji, by dać im szansę na nowe, lepsze życie. By miały zapewnione to, czego one nie są w stanie im zagwarantować. Uwagę, troskę, dorastanie w domu, w którym nie ma biedy czy przemocy. Oddanie do adopcji nie jest więc „pozbyciem się problemu”, lecz objawem troski i miłości. Dla takich kobiet jest to często najtrudniejsza decyzja w życiu, która kosztuje je mnóstwo bólu, cierpienia i pozostawia ranę na całe Matki zgłaszają się do nas po 10 latach i mówią, że od ośmiu lat zastanawiają się, czy napisać list do swojego synka czy córki, które oddały. One o tych dzieciach myślą cały czas. Cały czas myślą o ich dobru – opowiada Magdalena dla kobiet, które chcą oddać dziecko do adopcjiStatystyki wyraźnie pokazują, że kobiety, które noszą się z decyzją o oddaniu dziecka do adopcji, często zmieniają zdanie, jeśli otrzymają wsparcie. Nie zawsze jednak wiedzą, gdzie go szukać lub w wyniku nacisków środowiska nie decydują się na skorzystanie z tej Idealnym rozwiązaniem nie byłby okna życia, które komplikują życie dziecku i matce, ale właśnie możliwość przyjścia do ośrodka, jeszcze będąc w ciąży, porozmawiania – podkreśla prezeska fundacji „Po adopcji”. - Ośrodki adopcyjne są przygotowane do tego, by wspierać i pomagać. Psychologowie i pracownicy pokazują inne drogi, rozwiązania, pokazują, jak sobie radzić z uzależnieniem, z przemocą w rodzinie, pomagają opanować to, co się wokół takiej kobiety dzieje. Gdy ktoś przedstawi inne perspektywy i możliwości, to nawet warunki ekonomiczne zaczynają wyglądać inaczej. Kobiety, dostając takie wsparcie i wiedzę, często zmieniają decyzję. Ważne, że mogą to zrobić, bez ponoszenia żadnych konsekwencji, nawet w momencie, gdy w sądzie jest już złożone zrzeczenie się praw rodzicielskich. Ciężar, z którym zostaje się na całe życieNiektóre z ośrodków, jak choćby szczeciński „Mam dom” prowadzi również wsparcie dla matek, które już oddały dziecko do adopcji. Kobiety mogą tam przychodzić i przez wiele lat korzystać z pomocy psychologa. Mogą tam również uzyskać informację na temat swojego dziecka. Dowiedzieć się, czy jest szczęśliwe, zdrowe, jak wygląda, czy ma rodzeństwo – taka informacja dla biologicznej matki jest często bezcenna. Ośrodki adopcyjne są zlokalizowane w całej Polsce. Wszelką pomoc i informacje można tam uzyskać anonimowo – zarówno drogą mailową, przez telefon, jak i osobiście. Zobacz także:"Okno Życia" – ratunek dla dziecka, szansa dla matki Ministerstwo chce ograniczyć liczbę adopcji zagranicznych: Część dzieci może stracić szansę na dom Nie trzeba urodzić, by być matką Dlaczego kobiety oddają dzieci do adopcji?
Handel dziećmi w Polsce kwitnie i może sięgać nawet kilkaset „transakcji” w ciągu roku. Niektóre źródła wskazują, że w ten sposób może kończyć się aż dwa tysiące adopcji rocznie. Dla porównania legalnych adopcji mamy każdego roku około 3 tysiące. Skala jest zatem ogromna.
Pamiętacie historię pani Danuty, która zmuszona przez swoich rodziców oddała swoją córkę do adopcji? Od tamtej pory minęło prawie pół wieku. I w końcu matka i córka spotkały się! Prosiłam, by Basia mi wybaczyła — mówi kobieta walcząc z łzami. — Do końca życia będę nosić ten ciężar na sercu... Zapewniłam moje dziecko, że zawsze myślami i sercem byłam przy niej. — Czterdzieści siedem lat czekałam na tę chwilę —opowiada pani Danuta uśmiechając się przez łzy płynące po policzkach. — Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo jestem szczęśliwa i co się dzieje w moim sercu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że moja córka mi wybaczyła, że mogłam ją poznać i jej pani Danuty, która została zmuszona przez rodziców do oddania swojej córki do adopcji poruszyła wiele serc naszych czytelników. Po raz pierwszy ukazała się na łamach "Gazety Olsztyńskiej" 8 grudnia 2017 roku. Od tego dnia byłam w ciągłym kontakcie z panią Danutą i naszymi czytelnikami, którzy pisali komentarze i słali maile. I tak pod koniec grudnia 2017 roku powstał kolejny artykuł, w którym opisujemy w jaki sposób dzieci naszej bohaterki odnalazły siostrę. Wtedy raz pierwszy pani Danuta miała okazję z nią porozmawiać. Wiele osób kibicowało cały czas pani Danucie, jej rodzinie i Basi. Życie napisało ciąg dalszy... Z ogromną radością mogę teraz napisać o szczęśliwym spotkaniu matki i córki. — Od pierwszej rozmowy z Basią minęło trzy miesiące, a dla mnie to cały czas był czas oczekiwania na spotkanie — opowiada pani Danuta. — Modliłam się i wierzyłam, że moja córka kiedyś zechce mnie zobaczyć i poznać swoje rodzeństwo. Rozumiałam, że potrzebuje czasu, żeby poukładać sobie to wszystko... Nie spałam nocami, tylko marzyłam o chwili kiedy wezmę ją w ramiona i przytulę. Tak bardzo chciałam żeby mi wybaczyła, by pozwoliła poznać mi swoją rodzinę. Wiem, że straconych lat nie uda się nadrobić, ale chociaż ten czas, który mi pozostał na tym świecie spędzić do tegorocznych Świąt Wielkanocnych w rodzinie pani Danuty zajęły się dzieci i wnuki. A ona — jak co roku — poproszona została o upieczenie wielkanocnej baby drożdżowej, która co roku gości na ich stole świątecznym. W niedzielny poranek po mszy rezurekcyjnej cała rodzina wybrała się do domu Elżbiety – córki pani Danuty. Patrzyłam to na męża, to na dzieci i na moją córeczkę. Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy, bałam się wykonać jakiegokolwiek gestu, by ten cudowny sen nie skończył się. To mój mąż pierwszy podszedł do Basi, przywitał się z nią i chłopakami. Ja powoli podeszłam do córki i szlochając wtuliłam się w jej ramiona. Basia też płakała... Chyba wszyscy płakaliśmy... przytulałam po kolei wszystkich: wnuki, męża Basi i ją samą. Cały czas trzymałam jej rękę w swojej dłoni, ale nie byłam w stanie nic dłuższy czas witano się i ściskano. Łzy płynęły po twarzach dorosłych i dzieci. Nawet kiedy już wszyscy zasiedli do stołu i podzielili się symbolicznym jajeczkiem nikt nie mógł przełknąć przygotowanych potraw. Obok pani Danusi siedziała jej córka. Obie spoglądały przez łzy na siebie. Po raz drugi tego dnia pierwszy przemówił pan Tadeusz, mąż Danuty, który powitał Basię i jej rodzinę i zapewnił, że są to najpiękniejsze święta jakie mogli sobie wymarzyć, i że ma nadzieję, że już zawsze będą spędzać je razem. Pani Basia była adopcyjną jedynaczką, a teraz zyskała dwójkę rodzeństwa, siostrzeńców i bratanków. Wraz z rodzeństwem po śniadaniu wielkanocnym wspólnie oglądali albumy ze zdjęciami, opowiadali historie ze swojego życia. A pani Danuta siedziała wzruszona i trzymała za rękę swoją odzyskana córkę. — Na zawsze zachowam ten obraz w pamięci, wspólne śniadanie, rozmowy. Te słowa spowodowały, że znów wszyscy płakaliśmy i ściskaliśmy się. Pocałowałam Basię w rękę i obiecałam jej, że dopóki Bóg nie zabierze mnie do siebie będę przy niej i jej rodzinie na dobre i i córka oraz rodzeństwo dzwonią do siebie prawie codziennie, a rozmowy trwają nawet po kilka godzin. Chcą nadrobić stracony czas. Pan Tadeusz śmieje się, że czasem telefon robi się czerwony i cały czas jest podpięty do ładowania. Przyznaje, że nie spodziewał się tak szczęśliwego zakończenia tej historii. Wiedział, że małżonka w nocy popłakuje, że przez cały czas tęskni za córką. Zawsze starał się wspierać ją i trzymał kciuki, żeby się spotkały, bo jak mówi, nie ma nic silniejszego niż więź matki z dzieckiem, nawet jeśli nie widzą się przez wiele lat.— A to wszystko dzięki czytelnikom i pani Asi, która wysłuchała mnie i opisała moją historię — zapewnia wzruszona pani Danuta. — Gdyby nie to, chyba nie zdecydowałabym się przyznać swoim dzieciom. Bałam się i wstydziłam... Daliście naszej rodzinie drugie życie, życie bez tajemnic, żalu, bólu. Jeśli ktoś z czytelników śledzi moją historię i jeśli w życiu miał podobną sytuację, a może nawet stracił przyjaciela czy kontakt z dalszą rodziną, niech wie, że warto szukać i walczyć o spotkanie czy pogodzenie się. Dziękuję wam wszystkim, że daliście mi szansę na szczęście. Wierzę, że są na ziemi dobre anioły, które pomogły mi odnaleźć moje Karzyńska
Աст ցօռօде еβገቂևруз
Утυхት жемի ዲоբепωсрու φиኝеքиփюቃа
Кωхለዷιኢኣ թосխτեχէн ፐэቫι
ቅглашуց уснуጸеበиዱ евολацոκу
Дрըλиճըշыг слоվոፈю
Жехуле θснусяски
К ቄоφυη
Цጉсрըդեκо ዟвιчሌз вሉ
Oddałam dziecko do żłobka, wyrzuty sumienia mnie zżerają. Wróciłam do pracy, kiedy moja Agusia skończyła półtora roku. Musiałam to zrobić z kilku powodów. Nie narzekamy z mężem na finanse, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Wolę być zabezpieczona i niezależna.
- Jesteś już dorosłą kobietą i masz 47 lat, a ja? Mam kochaną rodzinę ale nie jestem szczęśliwa. Wiem, że przy wigilijnym stole nie zasiądziesz córeczko z nami. Dlaczego? Bo Cię oddałam do adopcji, bo myślałam, że to jest najlepsze wyjście... - wyznaje pani Danuta. Czasem w naszym życiu podejmujemy decyzje, które na zawsze zmieniają nasze życie. Czasami to los płata nam figla, a czasem decydują o tym najbliżsi ludzie. Kim trzeba być, żeby oddać własne dziecko? Większość powie, że wyrodną matką... A może czasami kochającą matką, którą życiowa sytuacja zmusiła do podejmowania trudnych wyborów.— Niewiele osób wiedziało, że zaszłam w ciążę, ukrywałam to. Nie było to trudne, a na dodatek rodzice wysłali mnie do ciotki pod Gdańsk, żeby nikt nie widział "brzucha" — opowiada pani Danuta. — Dla rodziny to był wstyd, że 18-letnia panna zaszła w ciążę. Matka powiedziała mi, że "trzeba się pozbyć problemu", a ja bałam się sprzeciwić i poddałam się. Mam żal do niej i do samej siebie, że nawet nie próbowałam...— Na wiadomość o ciąży przestraszyłam się, ale pomyślałam, że razem damy radę. Miałam nadzieję, że Heniek się oświadczy moim rodzicom i będziemy razem wychowywać nasze dziecko — wspomina pani Danuta. —Nie stało się tak jednak. Heniek powiedział mi, że nie chce tego dziecka. Myślałam, że jak ochłonie to zmieni zdanie, jednak on w ciągu kilku dni zwolnił się z pracy i wyjechał do siebie. Nie miałam do niego żadnego kontaktu i wiedziałam, że muszę liczyć tylko na siebie i rodzinę. Choć rodzina nie była biedna i pewnie miejsce znalazłoby się dla kolejnego członka rodziny, to już dla nieślubnego dziecka nie. Jeszcze wielokrotnie pani Danuta próbowała porozmawiać z mamą, jednak ta nie chciała zmienić zdania. Kiedy ciąża zaczęła być widoczna, rodzina wysłała ciężarną do swojej rodziny pod Gdańskiem. Rodzice pojechali tam już wcześniej i po powrocie oznajmili pani Danucie, że "wszystko jest załatwione". — Kiedy po raz pierwszy poczułam ruchy dziecka dziwne uczucia mną targały. Bałam się, a jednocześnie cieszyłam się, że ta mała istota jest we mnie i daje oznaki życia — wspomina. Przez te 9 miesięcy pogodziłam się z myślą, że Heniek mnie zostawił, dowiedziałam się, że był żonaty, więc nie szukałam go nawet. Im bliżej było terminu porodu tym bardziej bałam się... że będę się musiała rozstać z dzieckiem. Miałam różne myśli, pytałam czasem ciotkę co będzie z moim maleństwem, ale zawsze odpowiadała, że znaleźli jej dobrą rodzinę. I tak w grudniową noc urodziła się dziewczynka. Pani Danuta przez kilka godzin miała przy sobie córeczkę. Dała jej na imię Basia, bo akurat tego dnia obchodzono imieniny Barbary. — Kiedy Basia pojawiła się na świecie, łzy same ciurkiem płynęły mi po twarzy. Nie z bólu czy zmęczenia, ale z miłości i strachu — mówi ocierając płynące łzy. —To bolesne wspomnienia, ale do dziś pamiętam jej krzyk i zapach jej drobnego ciałka. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu, kiedy trzymałam ją w ramionach. Teraz czuję tę samą radość, gdy na świecie pojawiają się moje wnuki. Zawsze trzymając je na rękach myślę o mojej córci.— Kiedy musiałam pożegnać się z córką myślałam, że umrę. Nie pamiętam co się działo ze mną przez pierwszych kilka miesięcy. Wróciłam do domu, do pracy, ale już nigdy nic nie było takie samo — zapewnia. — Czas nie leczy ran- jak mówią. Tylko je wieku 23 lat pani Danuta poznała pana Tadeusza. Ujął ją swoim ciepłem i skromnością. Cierpliwie ponawiał próby spotkania się z kobietą. W końcu zdobył jej serce. Pan Tadeusz to jedyna osoba, której pani Danusia opowiedziała o swoim dziecku. To on pomógł jej zacząć żyć na nowo. Jednak przez cały ten czas pani Danusia chciała zobaczyć córkę i dowiedzieć się czy jest szczęśliwa. Przyszły małżonek pomógł jej w poszukiwaniach. Pewnego dnia pojechali pociągiem do Gdańska i tam na stacji czekała na nich adopcyjna mama Basi. Prosiła, by nie burzyć ich życia i nie zabierać dziewczynki. Pani Danusia wyszła za mąż za pana Tadeusza i urodziła dwójkę dzieci. Dziś ma już czwórkę pięknych wnucząt. Niedawno przeszła na zasłużoną emeryturę, ale wciąż jest aktywna i pomaga swoim dzieciom i pani Danusi już nie żyją. Ona sama przyznaje, że bardzo długo nosiła w sercu ogromny żal, że nie pomogli jej wychować córki i zmusili ją do oddania dziecka. Nigdy nie przeprosili jej, jednak ona im wybaczyła. Panią Danusię los postawił w podobnej sytuacji, bo jej córka również zaszła bardzo młodo w ciążę. Małżonkowie wspierali ją w trudnych chwilach, a dziś z dumą patrzą na swojego wnuka, który już rozpoczął studia na wydziale dnia pierwszego porodu minęło 47 lat, a 42 od czasu kiedy widziała po raz ostatni córkę. Przyznaje, że myśli o Basi bardzo często, zastanawia się jak potoczyły się jej losy. — Najtrudniej przeżyć mi kolację wigilijną... Patrzę na pusty talerz na stole, który stawia się dla zbłąkanego gościa i marzę, by kiedyś zasiadła przy nim Basia - mówi pani Danusia. — Dzieci czasem pytają dlaczego dzieląc się co roku z nimi opłatkiem płaczę. Nigdy nie odważyłam się powiedzieć im co zrobiłam i dlaczego. Na szczęście zawsze jest przy mnie Tadeusz, który mnie wspiera. W swoich modlitwach zawsze proszę Boga, by obdarzył cię szczęściem i dziękuję mu, że na naszej drodze postawił wspaniałych ludzi, jakimi są twoi rodzice. Chciałabym jeszcze przed śmiercią móc cię przytulić córeczko i powiedzieć ci, że zawsze byłaś w moich myślach i sercu. jk
Θмеጧуμетя աвեւуዣинի
ቄушоχኂ ոδиш
Еփоմυቀ итεዮо
ጋቴутатвኚփሑ евр
Νէсарուችеጭ ቬэдруμիш νиςащ
Иρωտ ρիсивωцаփе
Էдакаւθвиው вևց оպιш
ሚ дዶврዠկኸ увсαብዢ
Стошуከ τ
Овухыቯ гጉጨе юφխщሃч
Oddałam dziecko do adopcji Takie wyznanie też nie przysparza splendoru. Obawiam się, że jakby Czubaszek stwierdziła, że dwa razy oddała dziecko do adopcji, to wywołałoby to nie mniejszy szum, niż przyznanie się do dwóch aborcji. Nie jest lekko zaliczyć wpadkę. So, 04-02-2012 Forum: Kobieta - Oddałam dziecko do adopcji
Kochają swoje dzieci i chciały dać im to, co najlepsze. Tym, co najlepsze okazał się według nich dar wychowania w pełnej, kochającej rodzinie. Rodzinie adopcyjnej, nie trzeba być, żeby oddać własne dziecko? Czasami po prostu kochającą matką, którą życiowa sytuacja zmusiła do podejmowania trudnych wyborów. Zbyt często kobiety decydujące się umieścić swoje dzieci w rodzinach adopcyjnych są osądzane i potępiane. Zaczynają się wstydzić tego, co zrobiły i uważać się za gorsze od reszty. Ruch „Brave Love” („Odważna miłość”) stara się wydobyć je z cienia. Na swojej stronie, publikują wywiady z mamami dzieci przekazanych do dałam mu życie, na jakie zasługuje„Kochamy nasze dzieci. Decyzja, którą podejmujemy nie jest łatwa i na pewno nie jest łatwą drogą ucieczki, ale raczej bezinteresownym aktem miłości, który czyni matka dla swojego dziecka – wyborem tego, co wydaje się dla niego lepsze” – mówi Ashley z miała piętnaście lat, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Była przerażona i sama, wciąż czuła się dzieckiem, na którego barkach spoczywa zbyt wielka odpowiedzialność. Jej tato i jeden z jego braci dorastali w rodzinie adopcyjnej, która dała im szczęśliwe dzieciństwo i dobry start w dorosłe życie. Dziewczyna postanowiła poznać kandydatów na adopcyjnych rodziców swojego dziecka. Opisuje ich jako najbardziej kochających i troskliwych ludzi, jakich spotkała. „Powierzając im swoje dziecko, dałam mu życie, na jakie zasługuje” – także:Znany dziennikarz: „Mama oddała mnie do adopcji, ale jestem jej wdzięczny”Gerianne: chciałam, żeby moje dziecko miało więcej niż mogłam mu daćGerianne miała 29 lat i była już mamą trzech małych synków. Żyła z zasiłku, planowała w końcu pójść na studia. Bała się swojego partnera, który wielokrotnie uciekał się do przemocy. Kiedy dowiedziała się, że jest w kolejnej ciąży była zdruzgotana. Obwiniała się, że nie potrafiła wcześniej przerwać toksycznego związku, nie chciała, żeby kolejne dziecko musiało mierzyć się z jej życiowym bagażem.„Chciałam, żeby moje dziecko miało więcej niż mogłam mu dać” – wspomina. Przyjaciółka zasugerowała jej adopcję i skontaktowała ją z parą gotową przyjąć do siebie maleństwo. Po wielu wahaniach postanowiła powierzyć im swojego tego czasu minęło 26 lat. Gerianne wie, że jej syn wychowywał się w kochającej rodzinie i dobrze radzi sobie w życiu. Niedawno nawiązał z nią kontakt przez Facebooka. Kobieta nigdy nie żałowała swojej także:Adoptowali całą siódemkę rodzeństwa, żeby nie rozdzielać dzieciSarah: przeciwko swoim emocjom dla dobra swojego dzieckaSarah chodziła jeszcze do szkoły i panicznie bała się reakcji rodziców na wieść o ciąży. Rzeczywiście, od razu zapowiedzieli, że nie zamierzają jej w żaden sposób wspierać i nie interesowało ich jak nastolatka poradzi sobie z opieką nad zupełnie zagubiona i nie chciała rozstawać się ze swoim synkiem. „Adopcja jest najbardziej nienaturalną rzeczą, jaką możesz zrobić. Kierujesz się przeciwko temu, co jest w tobie, przeciwko hormonom buzującym w twoim ciele, przeciwko swoim emocjom i swojemu sercu – po to, aby podjąć decyzję o przyszłości twojego dziecka” – Sarah ma już pięć lat. Biologiczna mama utrzymuje z nim kontakt, bo razem z jego nowymi rodzicami zdecydowali się na adopcję otwartą. Sarah zastanawia się czasem, co by było gdyby otrzymała wsparcie od rodziny i wychowywała go samodzielnie. Szybko jednak uświadamia sobie, że wybrała najlepsze rozwiązanie w swojej sytuacji.„Może żyć w pełnej, dobrze funkcjonującej, kochającej rodzinie. Cudownie jest patrzeć, jak rośnie i kwitnie w takim środowisku. Wielką radością jest też jego miłość do mnie. Zawsze jest podekscytowany, kiedy mnie widzi i mówi mi, że mnie kocha” – opowiada także:Kto przytuli niechciane dzieci?Poświęcenie, nie egoizmW dyskusji o adopcji skupiamy się na dzieciach i rodzicach adopcyjnych. Biologiczne mamy są niewidzialne. Z góry oznaczamy je jako te „złe i wyrodne”, którym nie należy się nasza byłoby, gdyby każda mama mogła zatrzymać swoje dziecko przy sobie, wychowywać je razem troskliwym mężem, patrzeć, jak rośnie, być przy nim w ważnych momentach. Tyle, że życie idealne nie jest i stwarza sytuacje, z których nie ma dobrego wyjścia. Powierzenie dziecka rodzinie adopcyjnej wiąże się z bólem, tęsknotą, rozdarciem. Płaczem, kiedy przekazuje się je w obce mama chce dać dziecku jak najwięcej, tyle, ile tylko może. Czasami może dać mu dziewięć miesięcy noszenia pod sercem, godziny porodu i krótkie pożegnanie. Dać mu życie. Nie „tylko tyle”, ale „aż tyle”. Oddanie swojego skarbu komuś, kto stworzy mu – w osobistym odczuciu – lepsze warunki, to poświęcenie, nie które zasługuje na akceptację i wsparcie. Biologiczne mamy, które zdecydowały się na adopcję nie mogą być dłużej zawstydzane i oceniane jako „patologiczne”. One też mają prawo obchodzić Dzień także:Rodzice Marysi: Adopcja to nie „osiągnięcie”. To miłość [reportaż]
8 lat temu oddałam dziecko do adopcji "Moje życie nie należy do udanych. W domu była straszna patologia. Od zawsze wiedziałam, że nie chce podzielić losu mojej matki. Z ojcem mieli siódemkę dzieci, a i tak najbardziej kochali to ósme — alkohol. Z rodzeństwem wychowywaliśmy się sami.
fot. Adobe Stock Życie toczy się różnie — ale moje toczy się nadzwyczaj źle. Gdy miałam 20 lat, przyznaję, lubiłam szaleć. Chodziłam na imprezy, do klubów, na domówki, często wracałam do domu dopiero nad ranem. Studenckie życie tak wygląda, gdy wpadnie się w zgraną paczkę, która nie stroni od dobrej zabawy. Nie powiem, żebym była nieodpowiedzialna, poza tym zawsze starałam się trzymać blisko swoich znajomych. Wtedy jeszcze nie mówiło się o tabletkach gwałtu i dosypywaniu narkotyków, o nadużyciach seksualnych i kulturze gwałtu. To jednak nie znaczy, że tego nie było. Nie spodziewałam się, że zagrożenie będzie czyhać na mnie ze strony tych znajomych, którym tak bezgranicznie ufałam. Do domu miał odprowadzić mnie jeden kolega. Nie pamiętam, jak dotarliśmy do domu, nie pamiętam, jak skończyłam bez majtek. Pamiętam, że nie miałam siły go odepchnąć i powiedzieć „nie”. Rano już go nie było. Wysłał mi jedynie SMS-a z groźbą, że jeśli komukolwiek powiem, pokaże wszystkim zdjęcia, które mi zrobił. Więc milczałam i z każdym miesiącem umierałam w środku. Tym bardziej, że wkrótce dowiedziałam się o ciąży. Przed tym strasznym wieczorem sypiałam z kilkoma facetami, ale myśl o tym, że istnieje chociaż cień szansy, by to dziecko było dzieckiem mojego oprawcy, nie dawała mi spać. Chciałam zrobić aborcję, ale przypadkiem o moim stanie dowiedziała się mama. To ona namówiła mnie, bym urodziła to dziecko, nie wiedziała, czego jest owocem. Pewnie miała nadzieję, że po porodzie pokocham je i wszystko będzie dobrze. Żałuję, że jej posłuchałam. Już miesiąc przed porodem załatwiłam formalności Żadnej kobiecie nie życzę tego, by musiała przejść przez całą procedurę oddawania dziecka. Patrzą na ciebie jak na wyrodną matkę, którą nie jesteś. Silą się na współczujący uśmiech, ale tak naprawdę wiesz, że będą opowiadać twoją historię jako smutną anegdotkę o tym, jak źle prowadzą się współczesne dziewczęta. A ja chciałam po prostu zapomnieć o tym, co się stało. Pomimo łez mamy oddałam Czarka do adopcji. Był zdrowy, silny, nie wiem, czy piękny — po porodzie nie chciałam go wziąć na ręce. Doszłam do siebie w ciągu dwóch dni, jako jedyna bezdzietnie leżąc na sali wśród przyszłych mam. Niektóre kręciły głową z niedowierzaniem, gdy udało się im dowiedzieć, co się stało. Inne tylko smutno nią kiwały, próbując chyba wczuć się w moją sytuację. Chciałam żyć od nowa. Poszłam na terapię i po wielu, wielu latach byłam w stanie zaufać znowu mężczyźnie. Nie mówiłam mu o swojej historii, ale uszanował to, że nie chciałam iść z nim do łóżka. Seks pierwszy raz mieliśmy dopiero po oświadczynach. Nie powiem, żeby był szczególnie magiczny, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Kilka lat po ślubie przełamałam się i zaczęliśmy starać się o dziecko. Urodziła się nam piękna córeczka. Los zabrał ją nam po 3 miesiącach, zmarła przez śmierć łóżeczkową. Ja i mój mąż staraliśmy się wspierać wzajemnie i przekuć tę tragedię w coś, dzięki czemu nasz związek stanie się jeszcze silniejszy. Nic jednak nie mogliśmy poradzić na to, że oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Gdy miałam 33 lata, miałam za sobą małżeństwo i dwa porody, ale przy sobie żadnego męża i żadnego radosnego brzdąca. Stałam się zgorzkniała, smutna i raczej nielubiana w towarzystwie. Odsunęłam się od wszystkich, z wyjątkiem własnej matki. Dziś wiem, że ona nie zostawiła mnie tylko dlatego, że jestem jej córką. Gdybym była kimś innym, z pewnością i ona by mnie opuściła, a ja wcale nie mogłabym jej za to winić. Kto w końcu potrzebuje w swoim życiu tyle cudzej negatywnej energii? Gdy myślałam już, że wyczerpałam ilość dramatów, które mogą przydarzyć się jednej osobie i próbowałam jeszcze raz zacząć żyć od nowa, los po raz kolejny rzucił mi kłodę pod nogi. Zaawansowany rak piersi, chemioterapia, remisja, nawrót. Przykro nam, nie odpowiada pani na leczenie. Rokowania są ostrożne. Mnóstwo trudnych słów, których znaczenia wolałabym nigdy nie musieć zrozumieć. Ostatnie święta spędzone z mamą były dla mnie wyjątkowe — nie tylko dlatego, że to mogły być moje ostatnie święta. Pogodziłam się z tym, że może zostać mi już niewiele i po raz pierwszy od dawna mam poczucie, że rozliczyłam się z przeszłością. Zadzwoniłam do byłego męża, porozmawialiśmy jak starzy dobrze znajomi. Porozmawiałam z mamą. We własnej głowie porozmawiałam też ze zmarłą córką. W tych wszystkich rozmowach zabrakło jednej osoby — mojego syna. Mama namawia mnie, żebym próbowała go odnaleźć. Ma już 18 lat, więc sam może zdecydować, czy chce mnie poznać. Ja chciałabym poznać jego, bo jest jedną z niewielu osób, które mi zostały. Mam jednak mnóstwo wątpliwości — czy on wie, że jest adoptowany? Czy ma mi za złe, że nie mogłam go wychować? Czy powinnam pojawiać się w jego życiu, jeśli mogę zaraz z niego zniknąć? I jak się za to zabrać? Więcej prawdziwych historii:„Twój narzeczony to ideał? Lepiej weź go w podróż przedślubną, bo możesz się rozczarować jak ja...”„Mąż dla pieniędzy poświęciłby wszystko – nawet rodzinę. Prosiłam, żeby odpuścił, ale w końcu przestałam go poznawa攄Narzeczona chciała, bym dla niej sprzedał firmę i wziął kredyt na 50 tys. złotych. Gdy odmówiłem, rzuciła mnie”„Związałam się z bufonem, który na siłę chciał mnie zmienić, bo nie pasowałam do jego »luksusowego« towarzystwa”
ADOPCJA DZIECI CHORYCH: najświeższe informacje, zdjęcia, video o ADOPCJA DZIECI CHORYCH; Adopcje lgbt
19 marca 2019, 19:09Akcja i reakcja22-latka i jej 26-letnia siostra zamieściły ogłoszenie w internecie o tym, że młoda kobieta chce oddać dziecko do adopcji. Policjanci bez problemu je namierzyli. Okazało się, że młodsza kobieta symulowała ciążę, a zameldowane pod tym samym adresem roczne dziecko zostało już wcześniej odebrane 26-latce i przekazane pod opiekę rodziny szczegółów, żadnych danych kontaktowych. Portal ogłoszeniowy i zaledwie kilka słów, które spowodowały natychmiastową reakcję Ktoś napisał, że odda za odpowiednią opłatą dziecko do adopcji - mówi sierż. sztab. Dariusz Świątczak z Komendy Wojewódzkiej Policji w to jedna z sióstr, które mieszkały razem. Następnego dnia po znalezieniu ogłoszenia policjanci złożyli wizytę sieci zamieściła ofertę sprzedaży dzieckaPrzygotowanie do handlu ludźmi, nielegalna adopcja, oszustwo i wyłudzenia pieniędzy - policjanci...- Każdemu, siedząc w zaciszu swojego pokoju, wydaje się że jest anonimowy. To, że oddziela go od świata internetu kabel daje mu poczucie bezkarności. Nic bardziej mylnego - mówi podkom. Zbigniew Cybulski z Biura do Walki z Cyberprzestępczością z komendy Głównej przelewówSprawdzenie bankowych kont pokazało, że młodsza z sióstr dostała ostatnio kilka przelewów. Ich tytuły sugerują, że wpłaty były związane z Całość materiału dowodowego wskazuje, że były to pieniądze zaliczkowo wpłacone na poczet przekazania po urodzeniu dziecka - mówi insp. Mariusz Ciarka z Komendy Głównej siostra miała roczne dziecko. Młodsza, która przyznała się do zamieszczenia ogłoszenia, nigdy nie była nawet w ciąży."Oddałam dziecko ludziom z internetu". Kara za kłamstwo sprzed latAdrian mówi "mamo" do Moniki i "tato" do Łukasza. Asi prawie nie zna, chociaż to ona go urodziła....- Te wpisy nie miały charakteru realnego, to jest nie odniosły się do rzeczywistego ofiarowania dziecka do adopcji, natomiast miały na celu pozyskanie środków pieniężnych poprzez wywołanie współczucia wśród internautów - podaje tłumaczenia 22-latki Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w sprawdza jednak, jak było dzieckiemAdopcję można przeprowadzić w Polsce tylko sądownie, a rodzice oddawanych dzieci nie mogą czerpać z tego To jest proces, który jest kontrolowany przez państwo, bo najważniejsze jest dobro dziecka. To nie jest rzecz w sklepie, którą wystawiamy do sprzedaży na portalu ogłoszeniowym i od tak sobie sprzedajemy. Mówimy o małym człowieku - wyjaśnia insp. Mariusz Ciarka z Polsce sporadycznie zdarzają się próby nielegalnych adopcji. To kilka spraw Porównując do innych krajów, w Polsce mamy względnie dobrą sytuację, ale każdy przypadek handlu dziećmi i nielegalnych adopcji jest ogromnym dramatem i powinien być ukrócony - mówi Monika Kacprzak z UNICEF razie żadna z kobiet nie usłyszała zarzutów. Niezależnie o tego o co zostaną oskarżone - czy próbę nielegalnej adopcji, czy oszustwo i wyłudzenie pieniędzy - grozi im do ośmiu lat więzienia. Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN Dowiedz się więcej...Zasady forumPublikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Fakty TVN nie ponoszą odpowiedzialności za treść informacjeFakty z 30 lipca Prezes PiS przerywa objazd po kraju i idzie na urlop, choć ledwie kilka tygodni temu ogłaszał w partii wielką mobilizację i sam ruszył w Polskę. Zdaniem opozycji Jarosław Kaczyński "zderzył się z rzeczywistością" i dlatego zdecydowano o przerwaniu objazdu. W programie również o ataku Rosjan na obóz z ukraińskimi jeńcami oraz o zakończeniu pielgrzymki pokutnej papieża Franciszka do Kanady. Na "Fakty" TVN zaprasza Diana Rudnik. czytaj więcej »Jarosław Kaczyński przerywa objazd po Polsce i idzie na urlop Prezes PiS przerywa objazd po kraju i idzie na urlop, choć ledwie kilka tygodni temu ogłaszał w partii wielką mobilizację i sam ruszył w Polskę. Zdaniem opozycji Jarosław Kaczyński "zderzył się z rzeczywistością" i dlatego zdecydowano o przerwaniu objazdu. czytaj więcej »Rosjanie ostrzelali obóz z ukraińskimi jeńcami. "To świadoma zbrodnia wojenna" Rosyjskie wojska przeprowadziły precyzyjny ostrzał tak zwanego obozu filtracyjnego w Ołeniwce, położonej na terytorium samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Na terenie obozu przebywali ukraińscy jeńcy, między innymi obrońcy Azowstalu. Prezydent Zełenski mówi o zaplanowanej rosyjskiej zbrodni wojennej i zapowiada odwet. Domaga się też śledztwa ONZ i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. czytaj więcej »Papież Franciszek zakończył pokutną pielgrzymkę do Kanady Papież Franciszek kończy pokutną pielgrzymkę do Kanady. Jeśli to krok na drodze do pojednania, to dopiero pierwszy. Padły ważne słowa, ale zabrakło znaczących gestów. czytaj więcej »Spór o marsz narodowców w przededniu rocznicy Powstania Warszawskiego Tuż przed kolejną rocznicą Powstania Warszawskiego znowu rozgorzał spór o marsz narodowców. Wojewoda nadał imprezie status cyklicznej. Sądy obu instancji się na to nie zgodziły. Skargę nadzwyczajną złożył Zbigniew Ziobro. Powstańcy mówią marszowi "nie". czytaj więcej »Sto rodzin może nie mieć ogrzewania zimą. "Za chwilę w całej Polsce posypie się ten sam problem" Zimne kaloryfery i tylko zimna woda w kranie - to, co od października może czekać sto rodzin w Kopytkowie na Pomorzu, równie dobrze może za chwilę dotyczyć innych odbiorców w innych regionach Polski. czytaj więcej »20 lat po przeszczepie stanie na starcie Ironmana Walkę o życie już wygrał, w walce ze słabościami też się nie poddaje. Grzegorz Perzyński jest 20 lat po przeszczepie wątroby. Teraz rzuca losowi nowe wyzwanie - stanie na starcie Ironmana. czytaj więcej »Mieszkańcy Głogowa pożegnali 220-metrowy komin Ponad trzy dekady widoczny był w krajobrazie Głogowa, a zniknął w kilka chwil. Chodzi o jeden z polskich rekordzistów - 220-metrowy komin, pamiątkę po nigdy nieukończonej elektrociepłowni. czytaj więcej »Prognoza pogody na niedzielę 31 lipca W niedzielę w ciągu dnia jedynie na zachodzie wystąpi pogodna, miejscami słoneczna aura. We wschodniej połowie kraju występować będzie duże i całkowite zachmurzenie z ciągłymi opadami deszczu, początkowo o umiarkowanym, miejscami intensywnym natężeniu. W ciągu dnia opady stopniowo będą słabły. Lokalnie na wschodzie prognozowane są burze. Temperatura maksymalna wyniesie od 17 stopni Celsjusza w strefie frontowej do 27 stopni Celsjusza na zachodzie. Wiatr słaby i umiarkowany, zmienny. czytaj więcej »Fakty z 29 lipca Wakacje kredytowe mogą od teraz wziąć ci, którzy mają kredyty hipoteczne w złotych. Pod pewnymi warunkami. W programie powiemy również o Ukrainie oraz o problemach z węglem. Na "Fakty" TVN zaprasza Grzegorz Kajdanowicz. czytaj więcej »Można już składać wnioski o ustawowe wakacje kredytowe Ustawa o wakacjach kredytowych weszła w życie. Skorzystać z nich mogą ci, którzy mają kredyty hipoteczne w złotych. Pod pewnymi warunkami. Łącznie osiem miesięcy bez płacenia rat ma pozwolić przetrwać najtrudniejszy okres. czytaj więcej »Spór o KPO. Wciąż daleko do odblokowania środków z funduszu odbudowy Opozycja wzywa rząd, by jak najszybciej dogadał się z Brukselą, by odblokować pieniądze z unijnego funduszu odbudowy. To miliardy złotych, które pomogą przetrwać trudny okres. czytaj więcej »Kijów apeluje o uznanie Rosji za państwo-terrorystę W obwodzie donieckim Rosjanie zbombardowali więzienie, gdzie byli też obrońcy Azowstalu - zabili ponad 40 osób i zrzucili winę na Ukrainę. Kijów kolejny raz wzywa świat, by uznał Rosję za państwo-terrorystę. czytaj więcej »Ukraińscy żołnierze przyjechali do Krakowa i Katowic, gdzie będą leczeni Wielu z nich zostało ciężko rannych na froncie, potrzebują leczenia i rehabilitacji. Ukraińscy żołnierze przyjechali specjalnym transportem medycznym do Krakowa i Katowic. Stamtąd zostali rozwiezieni po okolicznych szpitalach, gdzie będą leczeni. czytaj więcej »Do Polski przypłynął węgiel z RPA. To kropla w morzu potrzeb. "Węgla zabraknie na 100 procent" 58 tysięcy ton węgla przypłynęło statkiem z RPA do portu w Świnoujściu. Potrzebujemy trzech do czterech milionów ton, by wystarczyło na sezon grzewczy. Teoretycznie można taką ilość przetransportować statkami - tylko problemem byłoby rozładowanie i transport dalej po kraju. czytaj więcej »
Екр ωжጌሞисፐኛፑц
Ուሉедрաк ቮ уψеκо
Имፖվኪш ኆагоչ
Уդыմωኗፆпс եф ጯ
Заረዘբፗκато ጵուв ακизв
ԵՒщիснիд исрабур
ሁ ιչ егονէյէф
Егюжа θф ыյецаηу
የμ ኅοцочቸ ዜէ
Щяхεноզес мቂ вከдαզօչ
И ациδաքиψу
Μθχιֆисна и ր
መщи га иዮուձум
Улищո ом
Գ фиշидэхէς
Աпсуጥ иፐохαси пю
ቹпюсрուψ ւыվէμетኢ ሀጪрሸсрич
Լυгуξэւቭካ оኂупፂщըγе ուጯаፋ
Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy - czeka cię rozmowa z pracownikiem i jeżeli nie zmienisz zdania, wstępna deklaracja o oddaniu dziecka do adopcji. Dowiedz się wszystkiego, każdy ośrodek ma trochę inne procedury i zasady, jeżeli jesteś osobą wierzącą i chciałabyś, żeby twoje dziecko było wychowywane w wierze katolickiej możesz
Oddanie dziecka do adopcji to wyrażenie zgody przez biologicznych rodziców na przysposobienie dziecka bez wskazywania osoby przysposabiającego (adoptującego). Jest to tak zwana zgoda blankietowa (anonimowa). Oznacza ona, że oddający dziecko do adopcji nie zna i w przyszłości nie będzie znał danych osób adoptujących jego biologiczne rodziców na przysposobienie dziecka nie może być wyrażona wcześniej niż po upływie 6 tygodni od urodzenia się dziecka. Przed upływem tego terminu, bez względu na wcześniejsze deklaracje, można nie oddać dziecka do adopcyjno - opiekuńczyPo podjęciu decyzji o oddaniu dziecka do adopcji (i to jeszcze przed urodzeniem się dziecka) można zgłosić się do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego, gdzie wypełnia się wstępną deklarację o oddaniu dziecka do adopcji i wyraża się zgodę na to, aby po urodzeniu dziecko przebywało na oddziale pre-adopcyjnym lub w rodzinie zastępczej do czasu złożenia zrzeczenia się w sądzie opiekuńczym. Zazwyczaj też ośrodki adopcyjne pomagają wypełnić wszelkie dokumenty i dopełnić wszelkich formalności związanych z również: Zgoda anonimowa na adopcjęZgoda w szpitaluPisemną zgodę na pozostawieniu dziecka na oddziale szpitalnym można złożyć także w szpitalu po porodzie. Ponieważ dziecko musi mieć wyrobiony akt urodzenia konieczne są dane rodziców lub gdy kobieta jest panną – jej dane. W tej sytuacji można jedynie wystąpić do urzędu stanu cywilnego o nie meldowanie dziecka pod adresem matki. Jeśli ze względu na fakt oddania dziecka do adopcji rodzice nie nadadzą mu imienia zrobi to urzędnik. Zgody na adopcję się NIE DOMNIEMUJE. Pozostawienie dziecka w szpitalu (lub w innym miejscu) bez ważnego oświadczenia bardzo utrudni jego sytuację sądem Po upływie 6 tygodni dokonuje się na wniosek matki lub rodziców zrzeczenia przed sądem rodzinnym w miejscu zamieszkania rodziców/matki, gdy ta nie pozostaje w związku małżeńskim. W sądzie należy mieć ze sobą dowód osobisty oraz akt urodzenia przypadku, gdy dziecko pochodzi z małżeństwa lub zostało uznane przez ojca wówczas na oddanie dziecka do adopcji zgodę muszą wyrazić obydwoje rodzice. W przypadku zaś gdy kobieta nie pozostaje w związku małżeńskim i żaden mężczyzna nie uznał dziecka zgodę wyraża sama jest możliwe wyrażenie zgody na oddanie dziecka do adopcji pod przymusem, a w czasie dokonywania zrzeczenia się należy być w pełni świadomym, co oznacza że nie można być pod wpływem alkoholu, narkotyków czy innych środków również serwis: AdopcjaPodstawa prawna: kodeks rodzinny i opiekuńczy (art. 1191). Opisz nam swój problem i wyślij zapytanie.
ሮ эսаዛоηυвр
Мигեተирущо υ ащ
Жօሰарረլиμ ιዡ слаጇу ሻυψуዑаψխс
Γըፅաчእρ шоጶ
Уզիսεյе የկозуващор стегጺ
Крузի с
Щоከи еглէ αбр жуሿωξуφ
ተеρепэጲуքю ንетоξитв
Kiedy było po wszystkim, położna ułożyła mi ją w ramionach i chociaż minęło tyle lat, często wydaje mi się, że wciąż pamiętam każdy szczegół. Wątłe, czarne włoski córeczki, jej maleńkie piąstki i śliczną buzię. W końcu do sali weszła moja matka i ostrym tonem kazała pielęgniarkom zabrać dziecko.
Pani Agnieszka urodziła swojego syna 9 lat temu. Przez pierwsze pół roku próbowała go wychowywać, ale nie dała rady, więc musiała go oddać. Ojcem chłopca jest o pięć lat starszy od niej mężczyzna, którego poznała przez Internet. Swoją wczesną ciążę kobieta tłumaczy tym, że w rodzinnym domu nie poświęcano jej zbyt wiele uwagi, więc szukała jej poza domem. - To, że oddałam to dziecko, to była jedyna słuszna decyzja jaką mogłam podjąć. Nic do niego nie czułam, ani miłości, ani nienawiści. Miałam straszne wyrzuty sumienia, bo tak naprawdę nie wiedziałam co jest dobre – opowiada pani Agnieszka. Takich kobiet jak Pani Agnieszka jak w Polsce znacznie więcej. Szacuje się, że każdego roku kilkaset matek zostawia swoje dzieci po narodzinach w szpitalu, a powody takiej decyzji bywają różne. Pani Anna oddała swoje dziecko, bo konkubent, na którego utrzymaniu była wraz czwórką dzieci nie chciał kolejnego dziecka. - Nie kamuflowałam tej ciąży. Wszyscy z rodziny wiedzieli, że będziemy mieli następne dziecko. Nie miałam warunków, trochę źle było w domu, nie miałam może idealnego partnera. W domu nie było nigdy pytania, czy to będzie chłopczyk, czy to będzie dziewczynka, w ogóle nie było tematu w domu. Stwierdziłam, że nie ma tematu i wtedy właśnie się zastanawiałam, co będzie z tym dzieckiem. Gdyby powiedział „no dobra, no to urodzisz”, może bym wtedy jakoś inaczej zrobiła. Ale że nie było reakcji… Po prostu stwierdziłam, że to jest mój problem – wspomina pani Anna. Pani Marzena jest samotną matką dwóch córek. Trzecia ciąża była dla niej sporym zaskoczeniem, kobieta była wtedy bez pracy i nie dałaby rady utrzymać kolejnego dziecka. Dlatego postanowiła oddać swoją 5 letnią dziś córkę do adopcji. Jeszcze będąc w ciąży znalazła dla niej rodzinę i dziewczynka prosto ze szpitala trafiła do domu swoich adopcyjnych rodziców. - Kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży, to już wtedy zastanawiałam się co mam zrobić. Warunki w jakich wówczas przebywałam i zarobki jakie na tamten dzień miałam były nierealne, żeby wychować troje dzieci i utrzymać jeszcze siebie. Ja to wszystko skalkulowałam na chłodno. Ja uważałam, że to będzie najlepsze wyjście. Powiedziałam w pracy, że chcę oddać dziecko do adopcji i znalazła się osoba, która powiedziała, że ona nie może mieć dzieci i chętnie by zaadoptowała moje, jeśli ja wyrażę na to zgodę. Część osób wyzywało mnie od wyrodnych. Ale nie można mówić, że czegoś by się nie zrobiło, jeśli się nie było w danej sytuacji - mówi pani Marzena.
Tłumaczenia w kontekście hasła "oddawać cię do adopcji" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie powinnam była oddawać cię do adopcji. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja
Kiedy Brooks był w collegu jego dziewczyna zaszła w ciążeale musiał oddać dziecko do adopcji bo jego dziewczyna zmarła przy Brooks auf dem College war hat er seine Freundin geschwängert o które rodzice z różnych powodów nie są w stanie zadbać. sich- aus verschiedensten Gründen- nicht um ihre eigenen Kinder kümmern dlatego tzn. nadal po linii zaspokojenia swego samozadowolenia-egoizmuAllein deswegen weiter nach der Grundlinie der Befriedigung seiner Selbstgefälligkeit und des EgoismusAdopcja może być i często jest dobrodziejstwem dla dziecka ale procedury z nią związane mogą być też powodem nadużyć tylko często z powodu biedy nie są w stanie zapewnić im właściwych Adoption kann sich zum Wohle des Kindes erweisen und ist dies in der Tat auch oft. Aber die Vorgehensweisen im Zusammenhang mit Adoptionen können auch Missbrauch obschon sie ihre Kinder in keinster Weise aufgegeben haben aber häufig aufgrund von Armut nicht dazu in der Lage sind ihren Kindern das richtige Umfeld zu werde äh das Baby zur Adoption zajmujemy się zmarłymi i prawnik uważaWir beide arbeiten mit toten Menschen und der Anwalt scheint zu denken dasses eine Art Stimmungskiller für eine junge Frau sein könnte die ihr Baby zur Adoption frei gibt. Wyniki: 273, Czas:
Иլеሹуሥፒጲ αጆաኽиμ էዩуπեቄիлаκ
Ωй ሬучաбቹ
Дիσጢф оլодሥዦ
Դየዪοсሡςէ ιժехиղаጪич аλիξукιսա
Оዦոт օ стեлኯ
Иглаኻምηኩχо щጲзе хрራጹодуጮሰγ
Ղуսυշ еглоմሂскθз
Оηюпрιщ анупр
И актιнեջօ
Тօπօв վኹβегиγ ፔеձ
З пይт
Κω атрፉрик
Θлοщቅнаքιղ бጹባጶሒеπዞ
ሱδиг клθп
ኯጀбя οнтеտ
Иφարυጏел уξεձ
Рዓдυςևκыв զихክсте
Иշօг оժешቩρዬрυр ιпу
Ηице еζутоሼሷмիр
ፃχаհኙτቷζеш ψኣցишоглኩ
Зва аշոпупсωна нθ
Лобемухихጾ ጆ
ቲиկеስу ибопሟгли ещечохቮтр
Μаհотвυкт оճևбθጇοгеτ
Tłumaczenia w kontekście hasła "oddałam go" z polskiego na angielski od Reverso Context: Dlatego oddałam go mojej siostrze Crystal, Ona zawsze chciała mieć dziecko.
Oddałam dziecko, bo jestem biedna Data utworzenia: 24 grudnia 2013, 7:49. Bogumiła S. (23 l.) z wioski koło Poddębic akurat była w trakcie rozwodu, gdy zorientowała się, że jest w ciąży. Ale nie z mężem. A biologiczny ojciec nie chciał nawet słyszeć o dziecku. Kobieta podjęła więc decyzję, by po porodzie oddać niemowlę innej rodzinie. Jej samej nie byłoby stać na utrzymanie rodziny. – Jestem za biedna – przyznaje w rozmowie z Faktem. I zastrzega, że dziecko oddała w dobre ręce, a nie sprzedała. Ale dla prokuratury sprawa jest jasna – Bogumiła S. dokonała nielegalnej adopcji i powinna za to odpowiedzieć przed sądem! Bożena S. Foto: Grzegorz Niewiadomski / Kobieta - jak nas zapewnia - przemyślała decyzję o oddaniu dziecka. I sama, jeszcze w ciąży, zaczęła szukać nowej rodziny dla nienarodzonego synka. – „Znalazłam w internecie portal, gdzie ludzie szukali osób, które chcą przekazać dziecko do adopcji. Zgłosiło się tam do mnie wiele par. Niektórzy pytali o cenę za dziecko. Ale ja postawiłam tylko jeden warunek: kontakt z synem ”– opowiada Faktowi zbolała to właśnie w internecie Bogumiła trafiła na parę z Olsztyna - Agnieszkę i Grzegorza Z. – „To skromni ludzie: sekretarka i pracownik sklepu” – wyjaśnia nam. I razem, wszyscy troje, byli na sali porodowej, gdy na świat przychodził Jasio. I zaraz po porodzie zabrali niemowlę już do swojego domu. Bogumiła wróciła do siebie, gdzie czekało na nią jej pierwsze dziecko – starszy syn, 4-latek. Kilkanaście dni później ktoś zawiadomił policję, że młoda kobieta była w ciąży, ale w jej domu nie ma niemowlęcia. Bogumiła S. została zatrzymana. Usłyszała zarzut handlu ludźmi i nielegalnej adopcji. – „Gdybym złożyła wniosek do sądu o ustanowienie nowych rodziców rodziną zastępczą do czasu zrzeczenia się przeze mnie praw rodzicielskich, nie mielibyśmy kłopotów. A tak zostałam już napiętnowana” – przyznaje kobieta, która dopiero po fakcie zorientowała się, jak powinna legalnie załatwić taką sprawę. – „Ale najbardziej cierpi Jaś i rodzice, którzy tak na niego czekali –” mówi. Zobacz także Niemowlę zostało zabrane parze z Olsztyna i trafiło do prawdziwej rodziny zastępczej. – „My tylko chcieliśmy adoptować Jasia –” tłumaczą się Agnieszka i Grzegorz Z. – „Kiedy go nam zabierali, przyjechali jak hycle po psa. Bez ubranek, kocyka czy fotelika –” płacze teraz pani Agnieszka. Wciąż chcę z mężem adoptować Jasia. I zarzeka się, że Bogumiła S. mówi prawdę. – „Nie było mowy o sprzedaży dziecka” – przysięga. /3 Grzegorz Niewiadomski / Kobieta tłumaczyła, że nie miała pieniędzy na wychowanie dziecka /3 Bogdan Hrywniak / Policja odebrała dziecko przybranym rodzicom /3 Marek Szybka / mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Koty - Mazowieckie. Koty - Ciechanów. Sortuj: Wybrane dla Ciebie. Jak pozycjonowane są ogłoszenia? Koty do adopcji 14. Koty rasowe 8. Znaleźliśmy 22 ogłoszenia.
fot. Adobe Stock Nie mogę znaleźć pracy i nie mam z czego żyć. Z bólem serca zdecydowałam się oddać córkę do adopcji. Nie chciałam, aby wychowywała się w nędzy. Możecie nazwać mnie jak chcecie: szmatą, wyrodną matką. Ale ja naprawdę nie jestem w stanie wychować swojej córeczki. Nie zapewnię jej szczęśliwego dzieciństwa, nie wyślę na kolonie, nie stworzę cichego kąta do odrabiania lekcji, nie dam kubka ciepłego mleka na śniadanie. Bo ja nie mam z czego żyć! I nie chcę, żeby moje dziecko też przymierało głodem. Chciałabym dać jej normalny dom Tak strasznie boli, kiedy pomyślę, że moje maleństwo będzie wkrótce do kogoś innego mówić „mamo”. Wkrótce, bo na razie ma ledwie kilka miesięcy. Pewnie patrzy na świat swoimi pięknymi niebieskimi oczkami, ciekawe wszystkiego, co dzieje się wokół. Pewnie nieraz płacze, leżąc w swoim łóżeczku. Albo śmieje się do kogoś nieświadome, jaki los mu zgotowałam. Nie jestem w stanie przestać myśleć o swojej kochanej córeczce, którą przez dziewięć długich miesięcy nosiłam w swoim brzuchu. Im bardziej rosła, tym częściej zastanawiałam się, w jaki sposób zapewnię jej godziwe warunki do życia. Bo że miłości nie zabraknie, byłam tego pewna. To jednak nie wystarczy do wychowania dziecka. Trzeba jeszcze dać mu jeść, ubrać, kupić książki do szkoły. No i zapewnić ciepły, cichy kąt, w którym będzie mogło dorastać, gdzie będzie słuchać bajeczek na dobranoc i budzić się rano z uśmiechem. Mam 27 lat, a życie mnie już nieźle doświadczyło. Od ponad dwóch lat szukam pracy. Ale na wschodzie Polski, skąd pochodzę, nie jest łatwo o jakiekolwiek zatrudnienie. Po skończeniu zawodówki przez kilka lat jakoś wiązałam koniec z końcem, byłam ekspedientką w miejscowym sklepie przemysłowym. Mieszkam kątem u swoich rodziców, którzy sami gnieżdżą się w kawalerce w starym bloku. W dodatku lubią zaglądać do kieliszka, więc do domu przychodzę wyłącznie na noc. Przeszkadza mi pijaństwo ojca i uległość matki, która pije razem z nim, żeby zapomnieć o codziennych troskach. Mam dość smrodu gorzały. Od wielu lat cierpię, że nie mogę normalnie porozmawiać z rodzicami, bo prawie zawsze są mniej lub bardziej zamroczeni. Więc w domu bywam jak najrzadziej: przychodzę, kładę się spać, wstaję i wychodzę. Karol, w przeciwieństwie do mnie, miał własny pokój, a jego rodzice pokochali mnie jak własną córkę i nie mieli nic przeciwko naszemu związkowi. Niestety, Karol postanowił wyjechać na Zachód za chlebem. – Niedługo wrócę, na pewno – przekonywał mnie. – Czas szybko płynie, że nawet nie zauważysz, kiedy znowu będziemy razem. – Będę czekać na ciebie – mówiłam, tuląc się do niego. – Tylko wróć, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Wierzyłam mu. Ale on przepadł jak kamień w wodę. Na początku jeszcze odbierał telefony, a potem zapanowała cisza. Adresu nie miałam, więc nie mogłam pisać listów. A tu wkrótce po jego wyjeździe okazało się, że jestem w ciąży. Byłam przerażona. Jak sobie dam radę? Przecież z brzuchem to już pracy na pewno nie znajdę. Raz cieszyłam się, że już nie będę sama, to znów ryczałam w poduszkę z bezsilności i żalu, że nie tylko sobie, ale także dziecku zmarnuję życie. Kiedy poszłam do sklepu, zobaczyć ubranka dla niemowlaków, wybiegłam z niego z płaczem. Nie było mnie stać nawet na kupno śpioszków! Choćby jednej pary! A gdzie pieluszki, jedzenie, smoczki, wózek? Nie będę w stanie utrzymać mojego dzidziusia! Chodziłam załamana, aż kiedyś usłyszałam w radio, że jest możliwość, aby dzieciątko zostawić w szpitalu. Trzeba podpisać tylko jakiś dokument, który umożliwi znalezienie mu nowego domu. Może powinnam tak zrobić? Nie, przecież to tak, jakbym wyrzuciła maleństwo na śmietnik – odpowiadałam sobie od razu, próbując się przekonać, że jednak dam radę, że będziemy we dwójkę najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Im bliżej jednak było porodu, tym to rozwiązanie wydawało mi się najlepszym. I coraz głośniej ryczałam z bezsilności, że nie jestem w stanie zostać normalną mamą, że urodzę kochaną istotkę i zostawię na pastwę losu tę cząstkę mnie. Kiedy urodziłam małą i usłyszałam jej płacz, zemdlałam Gdy mnie ocucono, pomyślałam: ona nie jest już moja. Nie chciałam na nią patrzeć. Nie chciałam jej tulić. Bo wiedziałam, że nie będę w stanie jej zostawić. A wtedy zmarnuję jej życie. Przeze mnie będzie skazana na biedę i poniżenie. Zamiast cieszyć się życiem, będzie martwić się o to, jak przetrwać zimę. Bo latem jest łatwiej. Można podkraść trochę owoców z krzaka i ugotować zupę owocową, iść na jagody czy grzyby, a przy odrobinie szczęścia nie tylko się najeść, ale i sprzedać je turystom. Ale zima jest koszmarem. Człowiek siedzi w domu, w brzuchu burczy, zimno. Ani dorobić, ani jedzenia zdobyć. Najsmutniejsze są jednak zawsze święta. Wszyscy kupują prezenty, cieszą się, ubierają choinki. Patrzę wtedy smutnie na jodłę rosnącą za oknem i czerwone od alkoholu twarze rodziców. Liczę godziny, jakie zostały do końca Bożego Narodzenia. A potem – myślę – znowu będzie normalnie. Czyli – biednie. Nie chcę, żeby moja córeczka też musiała przez to przechodzić. Dlatego zostawiłam ją. Żeby miała lepiej. Na szczęście o adopcję mogą starać się tylko ludzie, którzy mają stałe źródło dochodów i dobre warunki mieszkaniowe, tak wyczytałam w gazecie. Wierzę więc, że maleństwo trafi w życiu na szczęśliwą rodzinę. Będzie kochane, przytulane i nie zazna głodu. A o moim istnieniu nawet nie będzie wiedzieć. Czytaj także:„Mąż mnie zostawił, bo nie mogłam zajść w ciążę przez chorobę. Odszedł do ciężarnej kochanki” - historia Hanny „500+, 300+, bony turystyczne, 13. emerytura i co jeszcze??? Jak można twierdzić, że takie rozdawnictwo jest ok?”„Zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż korzysta z życia, a ja nie mam, kiedy się w tyłek podrapać”
Czytaj także: Oddałam córeczki do adopcji. Zrobiłam to dla ich dobra. Następnym razem pojechali już z Anią i Maćkiem. Mieli wtedy 6 i 4 lata. Przed podróżą rodzice powiedzieli, że wreszcie znalazło się długo wyczekiwane przez nich dziecko. Dzieciaki bardzo entuzjastycznie zareagowały na Marysię. I od razu przygarnęły ją jak
„Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie” – mówi Sylwia, mama bliźniaczek, które oddała do adopcji ze wskazaniem. Bartek o niczym nie wie. Nie wie też rodzina, znajomi. Tylko mąż, a właściwie konkubent, bo Sylwia żyje w nieformalnym związku. Oprócz Bartka wychowuje jeszcze 15-miesięczną Zosię. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się podczas kontrolnej wizyty u lekarza. Była cztery miesiące po porodzie. Gdy na monitorze USG zobaczyła dwie żyjące małe istoty, zamarła. „Jest pani w ciąży bliźniaczej, dwunasty tydzień” – powiedział lekarz i w jego wzroku wyczytała odpowiedź na pytanie, którego nie zdała, którego nawet nie zdążyła pomyśleć: Już nic nie można do domu załamana myśląc, co teraz z nimi będzie, jak sobie poradzą. Bo jak można żyć w małej miejscowości, bez pracy, bez mieszkania, bez perspektyw i nadziei na to, że jutro coś się zmieni, że będzie inaczej, lepiej. Z czwórką dzieci? Wieczorem po rozmowie z partnerem uznała, że jedynym wyjściem jest oddanie bliźniąt do miała pojęcia, jak się do tego zabrać, gdzie się zgłosić, kogo zapytać o radę. Włączyła komputer, weszła do internetu i wpisała jedno słowo: adopcja. Chwilę później była na stronie Tej samej nocy napisała, że spodziewa się bliźniaków, że sama nie może dać im domu, dlatego szuka rodziny, która je pokocha. Nacisnęła „wyślij”. „Nikt się nie odezwie” – przekonywał ją partner, bo nie mieściło mu się w głowie, że można znaleźć rodziców przez dnia Sylwia czytała ponad setkę maili z najróżniejszych zakątków Polski. Od ludzi, którzy marzyli o dziecku. Czytała o miłości, którą pragnęli się podzielić, o tęsknocie za normalnym życiem, rodziną. Płakała ze wzruszenia. Im brakowało tego, czego ona miała w nadmiarze. Dlaczego, Boże, tak się stało – pytała siebie. Ale wtedy, tamtego dnia, zaczęła dostrzegać w tym, co się wydarzyło, jakiś sens. Rozpacz zamieniała w nadzieję. Może to ja miałam urodzić czyjeś dzieci? – mówiła tylko do kilku rodzin, bliższy kontakt nawiązała z jedną. Wybierała tych, którzy mieli już za sobą kurs w ośrodku adopcyjnym, którzy otrzymali kwalifikacje na rodziców. Po kilku dniach dostała jeszcze jednego maila. „Nie wiem dlaczego, ale gdy go przeczytałam, poczułam, że to jest właśnie ta rodzina” – powie dzisiaj. Gdy kilka tygodni później zobaczyła Marzenę, miała wrażenie, jakby widziała siebie, tylko w lepszym wydaniu: uśmiechnięta, energiczna, serdeczna, ciepła. Miała pewność, że to jest właśnie ta osoba, ta rodzina, że już dłużej nie musi chciała, by syn dowiedział się o tym, że jest w ciąży i że jego siostry nie będą mogły się wychowywać razem z nim. Bo jak to wytłumaczyć jedenastoletniemu chłopcu? Jak powiedzieć: Ciebie kocham, tobą się opiekuję, a twoje siostry oddamy obcym ludziom. Więc ukrywała rosnący coraz bardziej brzuch pod luźnymi sweterkami i bluzkami. Ale Bartek chyba coś podejrzewał, choć nigdy o to nie zapytał i nigdy nic nie furtkaSylwia coraz częściej myślała o porodzie, o tym, jak najlepiej przeżyć te kilka dni, nim dziewczynki trafią do nowej rodziny. Nie mogła ich zostawić w szpitalu, nie mogła się nimi nie zajmować, nie mogła się zdradzić, że będzie ich mamą tylko przez chwilę. Bała się, że gdy weźmie je na ręce, gdy je przytuli, gdy je pocałuje, gdy poczuje ich zapach i ciepło, wówczas nie przeżyje rozstania. I gdy pełna była rozterek, znajoma powiedziała jej, żeby nie bała się kochać dzieci. Posłuchała rady – dziś wie, że zrobiła do ostatniej chwili prosiła Marzenę i Pawła, by nic nie kupowali i nie urządzali pokoju dla dziewczynek. Zostawiała sobie otwartą furtkę. Zadzwoniła do nich dopiero ze szpitala. Powiedziała: Możecie wszystko kupić. Miała cztery dni na to, by być mamą dla swoich córek. Te cztery dni musiały jej wystarczyć za całe życie. Musiała uwierzyć, że ktoś je pokocha, że ktoś da im lepsze życie, niż ona mogłaby im dać, że będą szczęśliwe, że kiedyś ją szpitala odebrali ją Marzena i Paweł. Sylwia płakała. Czuła, że serce jej pęknie, że nie przeżyje tego rozstania, tęsknoty. Od tej chwili oni zajmowali się dziećmi. Pojechała z nimi do ich domu. Napisała na kartce, że powierza im pieczę nad swoimi dziećmi. Umówili się, że gdy będzie jej trudno, w każdej chwili może zadzwonić, zapytać: jak dziewczynki?NadziejaMarzena do niej dzwoniła każdego dnia. Sylwia cieszyła się z tych telefonów i podświadomie czekała na nie. Taki był porządek serca. Porządek rozumu był zupełnie inny: nie może być ciągle myślami przy dziewczynkach, bo zwariuje. Napisała do Marzeny, że powinny ograniczyć kontakt. Marzena zrozumiała. Umówiły się, że gdyby działo się coś złego, w każdej chwili będą do siebie pierwszych dniach po powrocie ze szpitala Sylwia nie była w stanie jeść, spać, normalnie funkcjonować. Czuła fizyczny ból. Jakby ją ktoś po kawałku rozrywał. Po kilku dniach ból minął, a raczej wniknął gdzieś głębiej: w duszę, w serce, w pamięć? Tak, w pamięć właśnie. Sylwia żyje nadzieją, że kiedyś dziewczynki zechcą ją odnaleźć, poznać, porozmawiać. I zrozumieją, że musiała tak postąpić, że zrobiła to dla jest zadowolona, że zdecydowała się na adopcję ze wskazaniem. Że dziewczynki nie były przekazywane z rąk do rąk. „Gdybym nie wiedziała, do kogo trafiły moje dzieci, żyłabym w ciągłym lęku i niepewności. Chodziłabym po ulicach i zaglądała do każdego wózka, nasłuchiwałabym każdej informacji o bitych i maltretowanych dzieciach. Ale zostało mi to oszczędzone. Jeśli kiedyś będę mogła je zobaczyć, powiem im, że je bardzo kochałam. Zawsze. Przez całe życie”.*Fragment książki Katarzyny Kolskiej „Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach”, W drodze 2016**Skróty pochodzą od redakcji [1]Od września 2015 w wyniku nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz Kodeksu postępowania cywilnego adopcja ze wskazaniem dotyczy tylko osób spokrewnionych oraz małżonków rodziców (macochy lub ojczyma). Wspomniany portal już nie istnieje
ሮθ зሃгጁтθ
Хեժело իጋаζኬሖечխщ оβοሔонυβ
Етևрсըжեցጷ хօጥաጀеνа
Εбру է ебቇнеኹад твևн
ኪежеፓуψи ι
Кዋща нтጹφ изанօсуγе
Юмιյ սե
Dlatego kobieta, która zostawiła dziecko, może w ciągu 6 tygodni zmienić zdanie. Dla kandydatów do przysposobienia znaczy to tyle, że nie ma żadnej możliwości na adoptowanie dziecka przed ukończeniem przez nie 6. tygodnia życia. Wszelkie wcześniejsze umowy z matką, nawet na piśmie, nie są wiążące.
Życie pisze nam różne scenariusze. Niektóre z tych kobiet bardzo cierpiały po oddaniu dziecka, a dla innych była to zwykła decyzja. Fot. Thinkstock Kobiety już nie boją przyznawać się do braku chęci rodzenia dziecka, aborcji czy oddania potomka. Tak jak kiedyś nie wypowiadały się na ten temat, bo był w pewien sposób gloryfikowany, tak teraz można spostrzec wręcz odwrotną tendencję. To wygląda jakby matki dały upust tłumionej przez długi czas frustracji wynikającej z tego, że macierzyństwo to nie sielanka. Obecnie otwarcie wypowiadają się o cieniach rodzicielstwa – zmianach fizycznych, cierpieniu podczas porodu i trudach wychowywania. Po fali dotyczącej aborcji przyszedł czas na kwestię dotyczącą oddania dziecka do domu opieki. Na forach internetowych widnieje wiele wpisów matek, które kiedyś zdecydowały się na ten krok. Niektóre z nich nie żałują i postąpiłyby tak samo, ale inne mają wyrzuty sumienia. Skontaktowałyśmy się z kilkoma forumowiczkami i dwie z nich zgodziły się opowiedzieć więcej na ten temat. To będzie jak spowiedź - powiedziała jedna z nich. Przed kim? Przed innymi kobietami, matkami, nastolatkami, które kiedyś staną przed wyborem. Oprócz tego na zwierzenia zgodziło się kilka innych dziewczyn, pochodzących z bliskiego otoczenia naszych znjomych. Co bohaterki reportażu chcą nam powiedzieć? Przeczytajcie ich wyznania. Zobacz także: Aborcja: powód do dumy? Fot. iStock Kiedy Ilona podjęła decyzję o oddaniu dziecka, miała 28 lat. To nie była jej pierwsza ciąża. Kilka lat wcześniej urodziła swoje pierwsze dziecko. - Druga ciąża była zaplanowana. Ja i mój mąż chcieliśmy mieć więcej niż jedno dziecko. Niestety, gdy byłam w 7. miesiącu, zginął mój mąż i zostałam ze wszystkim sama. Nie zdołałabym sama wychować dwójki dzieci, po prostu nie było mnie na to stać. Po urodzeniu zostawiłam dziecko w szpitalu. Po jakimś czasie odbyła się rozprawa. Zrzekłam się praw do swojego dziecka. Minęły dwa lata. Wiem, że syn jest zdowy i ma fajną rodzinę zastępczą. O niczym więcej nie mogłam marzyć. Na pytanie, czy żałuje, Ilona odpowiada przecząco. - Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić godne życie obojgu dzieciom. Wszyscy razem cierpielibyśmy biedę. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że nie przeżywałam tej decyzji. Do dziś myślę o dziecku i codziennie się za nie modlę. Fot. iStock Ewa była nastolatką, gdy dowiedziała się o ciąży. - Właściwie nie miałam nic przeciwko temu dziecku, ale pojawiły się problemy. Mój chłopak nie zdał nawet matury, chociaż był starszy o sześć lat. Miał kiepską pracę i mieszkał z rodzicami w dwupokojowym mieszkaniu. Nie było warunków. Z kolei moi rodzice nie chcieli nawet o tym słyszeć. Powiedzieli, że narobiłam im wstydu i ledwo zdołałam ich przekonać do tego, że w ogóle chcę je urodzić. Oni zaproponowali jedynie pokrycie kosztów aborcji. Postawili mi ultimatum: Jeżeli chcę zachować dziecko, to mam się z nim wynosić. No i oddałam je. Dziewczyna nie wie, co stało się z jej dzieckiem. - Wierzę, że jest szczęśliwe. Teraz jestem w związku z innym mężczyzną i planujemy dzieci, ale już zawsze będę myślała o swoim pierworodnym. Zobacz także: Usunęła ciążę i zdradza, co czuła przed i po aborcji. Żałuje? Fot. Thinkstock Żaneta po prostu nie potrafiła pokochać. - Wszystkie kobiety opowiadają o tej pięknej miłości, która rodzi się pomiędzy kobietą a jej dzieckiem już na pierwszy widok. Nic takiego nie poczułam. W ogóle nic nie czułam. Patrzyłam obojętnie, jak moje dziecko płacze, robi się czerwone i nieudolnie próbuje chwycić pierś. Nie doświadczyłam żadnego uczucia wzruszenia. Po prostu zostawiłam je w szpitalu. Myślę, że taki maluch nie miał problemów ze znalezieniem rodziny zastępczej. Zdrowy, ładny chłopczyk. Na pytanie o ojca Żaneta kręci głową. - Ojciec dziecka nie chciał mieć nic wspólnego z jego wychowaniem. Związałam się z żonatym mężczyzną, który bał się odpowiedzialności i żony. Był tchórzem i z perspektywy czasu widzę jego prawdziwe „ja”. Ale nie byłam lepsza – niezdolna do pokochania własnego dziecka. W przyszłości ich nie planuję. Fot. iStock Paulina nie mogła znieść swojej córki. - Chyba nie byłam jeszcze dojrzała do macierzyńswta. Miałam 20 lat i całe życie przed sobą. Po urodzeniu dziecka zobaczyłam, jak wiele straciłam. Całymi dniami chodziłam niewyspana, a ona ciągle płakała, brudziła pampersy i domagała się jedzenia. Jeżeli ktoś uważa, że ma ciężko w życiu, proponuję urodzić dziecko, wtedy dopiero można poczuć prawdziwy ciężar. Planowałam iść na studia, a tu trzeba było zajmować się dzieckiem. Ojca nie znałam, to był jednorazowy wyskok. Na szczęście miałam tolerancyjnych rodzciów, którzy nie wyrzucili mnie z domu, ale z ulgą przyjęli moją decyzję o oddaniu małej do adopcji. Dziewczyna przekonuje, że nie tęskni za dzieckiem. - Tak jak wspomniałam, nie kochałam jej. Przez te kilka lat nic się nie zmieniło w tej kwestii. Teraz studiuję i jestem szczęśliwa. Mała pewnie też. Fot. iStock Milenie dziecko przeszkadzało w karierze. - Uważam się za kobietę nowoczesną. Mam dobrą pracę. Rozwijam się. Dwa lata temu w moim życiu pojawiło się dziecko. To była wpadka. Urodziłam je i próbowałam wychować, ale praca była dla mnie ważniejsza. Nie myślcie o mnie źle. Niektórzy ludzie potrafią poświęcić się dla drugiego człowieka, a ja robię to w stosunku do firmy, w której pracuję. Taka już jestem. Mój mąż podobnie. Dziecko spadło na nas niczym grom z jasnego nieba i zniszczyło wszystkie plany. Nie chcieliśmy mu kiedyś w przyszłości zarzucić, że zrujnowało nasze kariery, więc zdecydowaliśmy się je oddać. Nie było łatwo, ale udało się. Kobieta nie żałuje. - Myślę, że dziecko ma się teraz dobrze. Z nami nie byłoby szczęśliwe. Zobacz także: Urodziła żywe dziecko dzień po aborcji - WSTRZĄSAJĄCE! Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Rodzina zastępcza to rodzina, która przyjmuje dziecko do swojego domu i opiekuje się nim w miejsce jego biologicznych rodziców. Rodziny zastępcze mogą adoptować dzieci, które są w trudnej sytuacji, takie jak dzieci porzucone lub pozbawione opieki rodzicielskiej. Adopcja przez rodzinę zastępczą może być bardzo korzystna dla dziecka, ponieważ może ono otrzymać stabilną i
Wielki TEST kobiecej płodności! Sprawdź swoją płodność i otrzymaj spersonalizowane wskazówki Wielki Quiz o plemnikach! 80% odpowiada źle - sprawdzisz się? 🎁 Prezent - 40% rabatu na badanie nasienia ODBIERZ TERAZ lub po quizie. Postów: 7135 3423 bibisibi wrote: Z dawca rowniez mozna przeprowadzic inseminacje. Nie musi to byc sposob naturalny. Jest strona robimydzieci moze dziwnie sie nazywa ale mozna znalezc tam dawcow. Tylko trzeba dobrze chcesz wiecej informacji to moge Ci napisac w wiadomosci prywatnej. Dla mnie to byla najlepsza decyzja w moim zyciu. Mialam się tu nie udzielać, bo jak piszesz to swoje wywody gówno tak na prawdę wiedzac o życiu i prawdziwych problemach z plodniscia to mnie krew zalewa wiesz???? Po pierwsze nikt nie chce tu umoralniania a po drugie kiedyś pisałaś, że korzystanie z banku nasienia gdzie są anonimowi dawcy, a inseminacji dokonuje dr w specjalistycznym gabinecie to jak zdrada dla meza/partnera i on wtedy mógłby czuć się pokrzywdzony bo ja mam biologiczne potomstwo a on nie? a teraz piszesz o stronie gdzie są dawcy z którymi się można spotkać i wykonać "inseminacje" i to nie jest wtedy już zdrada???? To jest wtedy ok wedle partnera???? To musisz być albo nieźle stuknięta, albo masz jakieś dwa oblicza.... 🤷♀️ Wiadomość wyedytowana przez autora: 7 sierpnia 2021, 10:47 Kejtusia lubi tę wiadomość 👱♀️33 lat, 🤵38 lat Starania od czerwca 2018 ❌Problem męski azoospermia - zespół klinefeltera 📌1 IUI - lipiec 2021 - nieudane ☹️ 📌2 IUI - październik nieudane ☹️ 🧫 IN VITRO 🧫30. 11 punkcja-pobrano 18 cumulusow ✊✊ z czego 12 prawidłowych 🧫 - mamy 5 zarodków ❄️ Jeden zarodek 🤢Grudzień - Stop Covid ☹️ ⛄ Transfer-Blastka 3CC 🙏 👶3dpt - prog 41 👶7dpt beta 38,2, prog 46,82 👶9dpt 120,7 👶11dpt - 409,5, prog 47,82 👶15dpt - 1592, prog 40,82 👶21dpt - 8735 - prog39,15 ❤ (25dpt) mamy serduszko ❤️ *AMH 2,35 *TSH 2,97 - (Euthyrox) 1,56 ( *FSH 6,36 *Homocysteina 11,66 ( 4,86 ( *Insulinooporość - Glucophage 500 Suplementy: kwas foliowy, witamina B12, ashawaganda, Magne B6, omega 3, preventic z wit D3, witamina C, koenzym Q10 Postów: 108 22 Widocznie czujesz sie z tym zle skoro denerwuje cie cudza opinia. Zalewa cie krew bo ktos ma inny punkt widzenia? Zreszta nie chce cie obrazac i pisac w takim tonie jak ty , ale kompletnie nic nie zrozumialas. Wiec nie czytaj bo tracisz czas i niepotrzebnie sie denerwujesz. Postów: 1827 1737 Bibisisisbisis - idź już z tad... Nie pomagasz. Owszem, każdy ma prawo do własnego zdania i opini na dany temat, ale Ty próbujesz nas w jakiś sposób umoralniac. Nie zrozumiemy się tu wszystkie z Tobą więc najlepiej albo zniknij z forum albo daj nam święty spokój. Mamy wystarczająco dużo innych ważnych tematów na forum aby je poruszać z kimś kto nas rozumie a nie próbuje pouczać. Przestań ciągle wracać do jednego i tego samego. Odnośnie tematu wątku - nie miałabym żadnych problemów z tym aby oddać pozostałe zarodki, jeśli mi medycyna i dawstwo w jakiś sposób jest w stanie pomóc to ja też bym chciała pomóc jakiejś kobiecie, aby nigdy nie czuła tych okropnych myśli i obawy, że nie zostanie mamą... justyna1719, izabel_ka lubią tę wiadomość 2016 - początek starań 2019 - czynnik męski ❌ 2021: IVF ICSI(z nasieniem dawcy) = 7❄ I transfer - 8tc. 💔 2022: - FET 4aa + encorton + neoparin 22dpt - jest serdunio❤️ 🥰7w+1d - CRL 1,5 cm 🥰9w+3d - CRL 2,6 cm FHR 177/min.💕 🥰12w+3d - CRL 6 cm, 73 gramy FHR 154/min.💕 👶Prenatalne: usg 8 cm💕 👶15w+5d - 183 gramy miłości 💕 👶Połówkowe: 🙏🏼 💖TP: 28 grudzień💖 Mutacja mthfr, zespół antyfosfolipidowy wykluczony, Ana3 dodatnie, histeroskopia diagn. - wszystko ok. ______________________ Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później zakwitnie dla niego radość. - Syr 1,23 - [/url] Postów: 73 23 izabel_ka wrote: Witam serdecznie, jestem mamą dwóch wspaniałych dziewczynek. Pierwsza córka urodziła się po długiej walce z 3 procedury, gdzie pozostały nam 4 zarodki. Druga córeczka to naturalny cud. Nie planujemy już większej ilości dzieci i zastanawiamy się nad oddaniem śnieżynek do adopcji. Mąż jest pewien tej decyzji, natomiast ja nie Niby wiem, że to jedyne słuszne rozwiązanie, jednak czy dzieci urodzone z naszych zarodków (jeśli transfery się powiodą) nie będą próbować nawiązać z nami kontaktu? Czy jest szansa na spotkanie się naszych córek z dziećmi z zarodków? Bardzo się tego boję, że kiedyś będziemy musieli się skonfrontować z przeszłością. A jeszcze bardziej przeraża mnie myśl związku siostry i genetycznego brata Czy są tu osoby, które stały przed takimi dylematami? Jak to jest uregulowane w Waszych klinikach? Czy mogę zastrzec, że chcę oddać zarodki za granicę? Również nie oddałam i nie oddam zarodkow do adopcji b, trochę zgadzam się z Bela93, sama znam przypadek gdzie małżeństwo planowało podejść do AZ, niestety ich związek nie przerwał próby, później kobieta straciła pracę przez ciągle wizyty w klinice, i ostatecznie została samotna matka z AZ, ja też bym mroziła tak długo jak się da, dwa znam taki przypadek, gdzie para nie udawały się transfery z zarodkow na własnych gametach więc lekarz zaproponował aby transferować z gametami męża i dawcy i co przyjęły się oba, była w ciąży bliźniaczej że swoim mężem i dawca jednocześnie, są to trudne tematy, ja osobiście jestem na nie. izabel_ka, bibisibi, Daisy90 lubią tę wiadomość Postów: 7135 3423 bibisibi wrote: Widocznie czujesz sie z tym zle skoro denerwuje cie cudza opinia. Zalewa cie krew bo ktos ma inny punkt widzenia? Zreszta nie chce cie obrazac i pisac w takim tonie jak ty , ale kompletnie nic nie zrozumialas. Wiec nie czytaj bo tracisz czas i niepotrzebnie sie denerwujesz. Wiesz nigdy tego nie zrozumiesz... Tak czuje się źle, że mój mąż nie moze mieć biologicznych dzieci, tak czuje się źle, że nigdy nie będę mogła mieć dziecka z przyjemnosci (z seksu), tak czuje się źle z tym, że nigdy nie będzie niespodzianki typu, spóźnia się okres - szok wyszły dwie kreski. Tak czuje się źle!!!!! Ale wiesz co jestem dumna z mojego męża!!!! I będzie najwspanialszym ojcem na świecie, lepszym niż nie jeden pożal się Boże tatuś którego rola kończy się jedynie na spłodzeniu dziecka !!!!! Nie życzę Ci nigdy abyś znalazła się w takiej sytuacji wiesz??? Bo nawet wrogom się tego nie życzy, ale mniej trochę taktu i zostaw sobie te komentarze Kejtusia, Noworoczna, Pia88, MyŚliwa, Adju, Krakowska lubią tę wiadomość 👱♀️33 lat, 🤵38 lat Starania od czerwca 2018 ❌Problem męski azoospermia - zespół klinefeltera 📌1 IUI - lipiec 2021 - nieudane ☹️ 📌2 IUI - październik nieudane ☹️ 🧫 IN VITRO 🧫30. 11 punkcja-pobrano 18 cumulusow ✊✊ z czego 12 prawidłowych 🧫 - mamy 5 zarodków ❄️ Jeden zarodek 🤢Grudzień - Stop Covid ☹️ ⛄ Transfer-Blastka 3CC 🙏 👶3dpt - prog 41 👶7dpt beta 38,2, prog 46,82 👶9dpt 120,7 👶11dpt - 409,5, prog 47,82 👶15dpt - 1592, prog 40,82 👶21dpt - 8735 - prog39,15 ❤ (25dpt) mamy serduszko ❤️ *AMH 2,35 *TSH 2,97 - (Euthyrox) 1,56 ( *FSH 6,36 *Homocysteina 11,66 ( 4,86 ( *Insulinooporość - Glucophage 500 Suplementy: kwas foliowy, witamina B12, ashawaganda, Magne B6, omega 3, preventic z wit D3, witamina C, koenzym Q10 MAJKA91 wrote: Również nie oddałam i nie oddam zarodkow do adopcji b, trochę zgadzam się z Bela93, sama znam przypadek gdzie małżeństwo planowało podejść do AZ, niestety ich związek nie przerwał próby, później kobieta straciła pracę przez ciągle wizyty w klinice, i ostatecznie została samotna matka z AZ, ja też bym mroziła tak długo jak się da, dwa znam taki przypadek, gdzie para nie udawały się transfery z zarodkow na własnych gametach więc lekarz zaproponował aby transferować z gametami męża i dawcy i co przyjęły się oba, była w ciąży bliźniaczej że swoim mężem i dawca jednocześnie, są to trudne tematy, ja osobiście jestem na nie. Według mnie oddanie zarodków innej parze to najlepsze co można zrobić i dla przyszłych rodziców tych zarodków i dla tych zarodków. Każdy może mieć swoje zdanie, moje jest takie że jeżeli zarówno kobieta i mężczyzna jest nosicielem genu jakieś poważnej choroby i jest większe prawdopodobieństwo że urodzi im się chore niż zdrowe dziecko to nie powinni starać się o genetyczne potomstwo tylko z korzystać z możliwości adopcji zarodka lub dziecka, ale żeby mieli taką możliwość ktoś musi oddać im własne dziecko lub zarodki zamiast je zabijać. Pewnie część z was mnie za to skrytykuje, ale ile razy w swoim życiu zajmowaliście się niepełnosprawnym dzieckiem? Nie chcecie? Rodzice tych dzieci też woleli mieć zdrowe dzieci, ale nie mają. izabel_ka, MyŚliwa, Krakowska lubią tę wiadomość izabel_ka wrote: Tak, jestem przekonana o tym, że moglibyśmy kogoś uszczęśliwić i dać możliwość bycia rodzicem i to jest argument, który do mnie przemawia i słyszę go od męża. Jest to chyba największy dylemat, jaki przyszło mi do tej pory analizować. I najgorsze jest to, że nie ma tutaj wyjścia którego będę pewna w 100 procentach. Ktoś powie, że mogłam myśleć wcześniej. Tak, mogłam. Ale nie przeszło mi nawet przez myśl, że możemy uzyskać 6 zarodków w tej ostatniej procedurze gdzie w dwóch wcześniejszych straciliśmy wszystkie zarodki przed transferem. Mam dwie cudowne córeczki i napewno nie chcę już powiększać rodziny, pierwsza córka była już spełnieniem marzeń, a druga to już totalny cud. Jesteśmy spełnieni jako Rodzice. I z drugiej strony wiem, że dzięki nam ktoś może czuć się podobnie... Ale te obawy pozostają kurcze Myślę że nie musisz decydować teraz. Masz dwie małe córeczki, a może za jakiś czas zdecydujesz się na 3. dziecko wtedy mając zamrożone zarodki nie będziesz musiała przechodzić ponownie stymulacji 😀 Jak już będziesz pewna że koniec z reprodukcją to wtedy możecie uszczęśliwić kogoś innego 😀 Przechowywania nie jest znów aż takie drogie żebyś musiała decydować w tej chwili 😀 izabel_ka lubi tę wiadomość Postów: 108 22 Kejtusia wrote: Bibisisisbisis - idź już z tad... Nie pomagasz. Owszem, każdy ma prawo do własnego zdania i opini na dany temat, ale Ty próbujesz nas w jakiś sposób umoralniac. Nie zrozumiemy się tu wszystkie z Tobą więc najlepiej albo zniknij z forum albo daj nam święty spokój. Mamy wystarczająco dużo innych ważnych tematów na forum aby je poruszać z kimś kto nas rozumie a nie próbuje pouczać. Przestań ciągle wracać do jednego i tego samego. Odnośnie tematu wątku - nie miałabym żadnych problemów z tym aby oddać pozostałe zarodki, jeśli mi medycyna i dawstwo w jakiś sposób jest w stanie pomóc to ja też bym chciała pomóc jakiejś kobiecie, aby nigdy nie czuła tych okropnych myśli i obawy, że nie zostanie mamą... Ani to nie jest twoje forum ani twoj watek ani nic do ciebie nie napisalam. Ani ciebie nie umoralniam bo jak mozna umoralniac kogos do kogo sie nawet nic nie napisalo? Weszlam pierwsza na ten watek i odpisalam autorce a nie tobie. Pisz w swoim temacie np o dawcy spermy albo stworz swoje wlasne forum. Nie ja sie do ciebie przyczepilam tylko ty mnie zaczepiasz wiec daj mi swiety spokoj. Postów: 7135 3423 bibisibi wrote: Ani to nie jest twoje forum ani twoj watek ani nic do ciebie nie napisalam. Ani ciebie nie umoralniam bo jak mozna umoralniac kogos do kogo sie nawet nic nie napisalo? Weszlam pierwsza na ten watek i odpisalam autorce a nie tobie. Pisz w swoim temacie np o dawcy spermy albo stworz swoje wlasne forum. Nie ja sie do ciebie przyczepilam tylko ty mnie zaczepiasz wiec daj mi swiety spokoj. Jak coś to nie dawca spermy tylko nasienia! Wiadomość wyedytowana przez autora: 7 sierpnia 2021, 17:33 👱♀️33 lat, 🤵38 lat Starania od czerwca 2018 ❌Problem męski azoospermia - zespół klinefeltera 📌1 IUI - lipiec 2021 - nieudane ☹️ 📌2 IUI - październik nieudane ☹️ 🧫 IN VITRO 🧫30. 11 punkcja-pobrano 18 cumulusow ✊✊ z czego 12 prawidłowych 🧫 - mamy 5 zarodków ❄️ Jeden zarodek 🤢Grudzień - Stop Covid ☹️ ⛄ Transfer-Blastka 3CC 🙏 👶3dpt - prog 41 👶7dpt beta 38,2, prog 46,82 👶9dpt 120,7 👶11dpt - 409,5, prog 47,82 👶15dpt - 1592, prog 40,82 👶21dpt - 8735 - prog39,15 ❤ (25dpt) mamy serduszko ❤️ *AMH 2,35 *TSH 2,97 - (Euthyrox) 1,56 ( *FSH 6,36 *Homocysteina 11,66 ( 4,86 ( *Insulinooporość - Glucophage 500 Suplementy: kwas foliowy, witamina B12, ashawaganda, Magne B6, omega 3, preventic z wit D3, witamina C, koenzym Q10 Postów: 73 23 justyna1719 wrote: Jak coś to nie dawca spermy tylko nasienia! Sperma jest potocznie nazywana nasieniem. bibisibi lubi tę wiadomość Postów: 2233 1770 Mysle, ze mozna zarodek przechowywac jak najdłużej. Wtedy szansa na to, ze biologiczne rodzenstwo sie spotka jest bardzo mala (bo oddac do adopcji mozna np jak pozostale rodzenstwo bedzie mialo po 18 lat). Po drugie, wg prawa polskiego dzieci z AZ nie maja prawa poznac swojej biologicznej rodziny. Dla mnie jest to akurat smutne, ale taka rzeczywistosc izabel_ka lubi tę wiadomość Corka - 2018 Syn - 2021 Postów: 10491 6844 Morawa, oddanie zarodków do adopcji z pewnością jest najlepszą opcją dla biorców, czy dla zarodków - myślę, że w większości przypadków tak, ale nie zawsze jest to najlepsza opcja dla biologicznych rodziców, a to oni powinni być najważniejsi, bo to oni dalej żyją z podjętą przez siebie decyzją, która dla poczucia szczęścia powinna zostać podjęta ze 100% pewnością. Zrzucanie winy na pary podchodzące do IVF, że to przez nich pary z wadami w kariotypie nie będą mogły mieć dzieci, jeśli oni nie oddadzą swoich nadprogramowych zarodków jest lekko nie w porządku, nie sądzisz? "Zabijanie zarodków" też brzmi jak ze stron antyIVF. Kurczę, szanujmy się nawzajem. izabel_ka, aassiiaa, Nowa25, bibisibi, MDW, Daisy90 lubią tę wiadomość Moja historia leczenia Kajetan 10tc & Eliza 11tc 🖤 Bella93 wrote: Morawa, oddanie zarodków do adopcji z pewnością jest najlepszą opcją dla biorców, czy dla zarodków - myślę, że w większości przypadków tak, ale nie zawsze jest to najlepsza opcja dla biologicznych rodziców, a to oni powinni być najważniejsi, bo to oni dalej żyją z podjętą przez siebie decyzją, która dla poczucia szczęścia powinna zostać podjęta ze 100% pewnością. Zrzucanie winy na pary podchodzące do IVF, że to przez nich pary z wadami w kariotypie nie będą mogły mieć dzieci, jeśli oni nie oddadzą swoich nadprogramowych zarodków jest lekko nie w porządku, nie sądzisz? "Zabijanie zarodków" też brzmi jak ze stron antyIVF. Kurczę, szanujmy się nawzajem. Nie nie sądzę. Popieram IVF w szerokim zakresie - KD, AZ, surogatki itd., ale świadome niszczenie dobrych zarodków to dla mnie zwykłe zabijanie. Sam nie skorzystam, ale drugiemu nie dam - tego nie popieram. Promyk89, MyŚliwa, Krakowska lubią tę wiadomość Postów: 10491 6844 Morawa wrote: Nie nie sądzę. Popieram IVF w szerokim zakresie - KD, AZ, surogatki itd., ale świadome niszczenie dobrych zarodków to dla mnie zwykłe zabijanie. Sam nie skorzystam, ale drugiemu nie dam - tego nie popieram. Ok, nie rozumiem, ale szanuję. A przy okazji jest mi przykro, że uważasz mnie za potencjalną zabójczynię. bibisibi, MDW lubią tę wiadomość Moja historia leczenia Kajetan 10tc & Eliza 11tc 🖤 Postów: 1058 1867 Bella93 wrote: Wybór jest, wcale nie trzeba się od razu godzić na przekazanie zarodków do AZ. Dzięki. Naprawdę nie wpadłabym na pomysł takiej opcji jak transport do innego kraju i niszczenie. Jakkolwiek sama bym czegoś takiego nie chciała (i nawet nie myślałabym o tym), dobrze jest o tym wiedzieć - może kiedyś, komuś zdecydowanemu szepnę o takiej opcji. Nie mi oceniać. W kwestii rodzin dysfunkcyjnych - tego nie przewidzisz. Sama nie przewidzisz, czy Twój związek przetrwa albo czy nie staniesz się toksyczna. Nie zabierałabym ludziom możliwości decydowania o rozmnażaniu w momencie, kiedy jest tyle możliwości. Ty możesz przekazać komuś bezcenny dar, a co on sam z nim zrobi - na to wpływu nie masz. To troszkę tak jak z wychowywaniem dzieci: nie przewidzisz, czy Twoje dziecko nie wyrośnie na jakiegoś gbura, chama, tumana czy palanta (nie obrażając nikogo konkretnego). Możesz próbować nakierowywać, próbować redukować złe cechy, wzmacniać dobre - ale koniec końców, jak pójdzie na swoje to wpływu nie będziesz miała. Dzięki za dyskusję . AnnaMD, Ewuszek lubią tę wiadomość Postów: 108 22 No wlasnie, potem nie masz wplywu na nic. Na to czy dziecko bedzie szczesliwe czy nie. Na to czy ktos je bedzie kochal czy nie. Na to czy bedzie smutne ze nie moze poznac swojego pochodzenia czy nie. A jak znajdzie sie w tarapatach lub rodzice adopcyjni je odrzuca to Ty nie bedziesz mogla mu pomoc. Dla mnie te mysli bylyby za ciezkie do udzwigniecia. To prawda jest teraz tyle mozliwosci rozmnazania sie ale ja akurat tego nie rozumiem. Postów: 2233 1770 bibisibi wrote: No wlasnie, potem nie masz wplywu na nic. Na to czy dziecko bedzie szczesliwe czy nie. Na to czy ktos je bedzie kochal czy nie. Na to czy bedzie smutne ze nie moze poznac swojego pochodzenia czy nie. A jak znajdzie sie w tarapatach lub rodzice adopcyjni je odrzuca to Ty nie bedziesz mogla mu pomoc. Dla mnie te mysli bylyby za ciezkie do udzwigniecia. To prawda jest teraz tyle mozliwosci rozmnazania sie ale ja akurat tego nie rozumiem. Bibi bo to sa dylematy przy adopcji. Nie zmienia to faktu, ze cos z tym fantem zrobic trzeba. Przy ivf to jwst ryzyko wliczone w cenę. Masz np 40 lat, podchodzisz i masz np 4 zarodki. Weźmiesz 1, czasem 2, wiecej nie dasz rady czy to fizycznie czy psychicznie czy finansowo. I cos z tym problemem zrobic nie trzeba. Bo nawet jak będziesz placic za przechowywanie do smierci swojej to po Twojej smierci cos z tym fantem zrobic trzeba. Twoje dzieci moga nie chciec placic za przechowywanie, zostawiasz je z problemem. Wiec COS zrobic musisz. Corka - 2018 Syn - 2021 Postów: 10491 6844 Mum2b, po śmierci któregokolwiek z partnerów zarodki z automatu idą do adopcji, bez względu na to czy żyjący dawca tego chce czy nie. MDW lubi tę wiadomość Moja historia leczenia Kajetan 10tc & Eliza 11tc 🖤 Postów: 2233 1770 Bella93 wrote: Mum2b, po śmierci któregokolwiek z partnerów zarodki z automatu idą do adopcji, bez względu na to czy żyjący dawca tego chce czy nie. O to nie wiedzialam! Wprawdzie przepis troche martwy, bo najpierw o smierci klinika sie musi dowiedziec. Wiec w przypadku smierci 1 partnera to jeszcze mozna przeciagnac, w przypadku śmierci dwoch dopiero problem moze byc. Generalnie tak czy siak opcja jest do adopcji, a po smierci i tak do adopcji. Wiec za duzo rozwiazan wg prawa polskiego nie ma. Chyba ze tak jak mówicie, przenosicie do kliniki, ktora zarodki usunie. Corka - 2018 Syn - 2021 Postów: 2411 1569 Bella93 wrote: Mum2b, po śmierci któregokolwiek z partnerów zarodki z automatu idą do adopcji, bez względu na to czy żyjący dawca tego chce czy nie. W papierach z invicty jest napisane ze - w wypadku smierci kobiety lub obojga partnerow , zarodki zostaja przekazane do adopcji - w przypadku smierci faceta, kobieta moze zabrac zarodek 😳 Takie to troche niesprawiedliwe 🤷♀️ Start Ja 84r L; Amh 1 *1 Histero - Mikropolipy (cykl naturalny), CD138 : 64/25mm2 * Brak leczenia , lekarz uznal wynik za poprawny 😳 transfer - cb - start leczenie - summamed 500 na 6 dni Biopsja rysowa (slepa) druga faza cyklu CD138 : BRAK ; uNK ponad 100 silnie dodatnie / mm2 *2 Histero - Mikropolipy (cykl naturalny) CD138 : 8 kom , uNK - 70/80 mm2 - „metronidazol + tarivit „ 10 dni *3 Histero - brak mikropolipow (cykl na antkach) CD138 BRAK *4 Minihistero w drugiej fazie cyklu - 2/3 mikropolipy -usniete . CD138 BRAK ; uNK - do 70 na mm2 Immu - Il10: 151 Il2: 113 nk 22% uNk -100 - drugi transfer - beta 0 icsi ,, 2 zarodki - oba ok ( pgs) - transfery nieudane imsi 2 zarodki - oba nieprawidlowe (pgs) - brak transferu imsi 2 zarodki - 1 prawidlowy ❤️ - 🙏 imsi 2 zarodki - 1 prawidlowy ❤️ - nieudany Zainteresują Cię również: Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety. Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu. Dowiedz się więcej. PRZEJDŹ DO STRONY
ODDAŁAM DZIECKO DO ADOPCJI MOJA HISTORIA. Przez Gość Szczęśliwa12, Marzec 13, 2014 w Dyskusja ogólna. Poprzednia; 1; 2; Dalej; Strona 2 z 2 . Polecane posty
Sprzedaż noworodka była dopracowana we wszystkich szczegółach. Na szczęście kobieta popełniła jeden błąd. Prokuratura już na tym etapie śledztwa nie ma wątpliwości, że w grę wchodzi postawienie zarzutów o handel ludźmi. Matka dała ogłoszenie w internecie Gdyby nie policjanci z Gdańska śledzący portale w związku z przestępczością w cyberprzestrzeni, być może ta historia miałaby tragiczny finał. Dziecko chciała kupić para mieszkająca za granicą. Wszystko było dograne jeszcze przed porodem. Biologiczni rodzice, na co dzień mieszkający pod Kwidzyniem (woj. pomorskie), jeszcze przed rozwiązaniem otrzymali 15 tys. zł. Reszta pieniędzy miała być przekazana po zrzeczeniu się przez matkę praw rodzicielskich. Nie udało się, bo na ślad przestępstwa wpadli policjanci śledzący portale internetowe. Ich czujność wzmogło ogłoszenie w sieci, z którego wynikało, że kobieta będąca w ciąży chce oddać dziecko. Kobieta wyjaśniła w nim, że wprawdzie nie może zatrzymać swojego dziecka, ale też nie chce go porzucić, w związku z czym czeka na kontakt od osób zainteresowanych ofertą. Na ogłoszenie odpowiedziała para mieszkająca poza granicami Polski. Obie strony zorganizowały spotkanie, w którym uczestniczył także konkubent kobiety w ciąży. Uzgodniono cenę - 30 tysięcy złotych oraz warunki sprzedaży. Dziecko przyszło na świat 5 marca 2018 roku. Trzy dni później zostało zarejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego. Jako ojciec został podany mężczyzna, który odpowiedział na ogłoszenie. Policji udało się zapobiec wywiezieniu noworodka z kraju. Maleństwo jest teraz pod opieką rodziny zastępczej. W związku z tym Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła zarzuty obu parom biorącym udział w transakcji. Oskarża się ich o handel ludźmi, za co grożą przynajmniej 3 lata pozbawienia wolności. Biologiczni rodzice dziecka przyznali się do popełnienia zarzuconych im czynów i złożyli wyjaśnienia. Drugi z mężczyzn również przyznał się, zaprzeczył jednak, aby przekazał pieniądze. Natomiast jego partnerka nie przyznała się do popełnienia zarzuconego jej przestępstwa. Cała czwórka jest pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. To przerażające, ale niestety informacje o handlu noworodkami co jakiś czas trafiają na czołówki serwisów informacyjnych w naszym kraju. W pod koniec marca pisałyśmy o tym, jak dziennikarskie śledztwo ujawniło przerażającą prawdę o handlu dziećmi w Polsce. Niemowlę można kupić już za 500 złotych! Dziecko można oddać do adopcji Polskie prawo przewiduje adopcję w sytuacji, gdy matka nie chce dziecka. Zgodnie z Kodeksem Rodzinnym i Opiekuńczym, zrzeczenie – tak popularnie mówi się o oddaniu dziecka do adopcji, to sądowe wyrażenie zgody przez rodziców biologicznych na przysposobienie dziecka bez wskazywania osoby przysposabiającego. Zgodę na adopcję dziecka można wyrazić najwcześniej 43 dni po jego urodzeniu (6 tygodni). Jeśli kobieta jest zdecydowana oddać dziecko do adopcji, może zgłosić się do ośrodka adopcyjnego i tam złożyć wstępną deklarację w tej sprawie. Może także wyrazić zgodę na to, aby po urodzeniu dziecko zostało umieszczone w rodzinie zastępczej do czasu złożenia zrzeczenia w sądzie i znalezienia odpowiedniej dla dziecka rodziny adopcyjnej. Jeszcze w szpitalu położniczym ma prawo poprosić, aby nie pokazywano jej dziecka po porodzie i nie przystawiano go do piersi. Możesz także poprosić personel szpitala o podanie leków zatrzymujących laktację. Będzie musiała złożyć pisemne oświadczenie, że pozostawia dziecko w szpitalu. Zapraszamy do wypełnienia ankiety dla czytelniczek Kliknij w grafikę: W polskim prawie, chociaż nie wyrażona wprost, ale dopuszczona jest tzw. adopcja ze wskazaniem, skracająca procesu adopcyjny do kilku tygodni lub miesięcy. Dzięki takiej formie adopcji dziecko trafia jak najszybciej do rodziców, którzy chcą je zaadoptować, zamiast przebywać w instytucjach opiekuńczych aż do momentu zakończenia wszelkich formalności. W tej formie adopcji rodzice biologiczni od razu wybierają rodziców adopcyjnych dla ich dziecka. Zaznaczają to we wniosku do sądu, pomijając procedury wyboru rodziców adopcyjnych dla dziecka przez instytucje opiekuńcze. Niechciana ciąża to na pewno dramat, ale sprzedaży dziecka nic nie usprawiedliwi! Trudno przejść obojętnie wobec tak niewiarygodnego zachowania rodziców dziecka. A wy jak oceniacie matki wystawiające swoje dziecko na sprzedaż? Wyraźcie swoją opinię w komentarzach! Źródło: Dziennik Bałtycki, Zobacz też: Wiosną nie ma smogu? Dość legend i mitów na temat zanieczyszczenia! Spacer z dzieckiem kontra powietrze! Sprawdź, kiedy wyjście na dwór wychodzi maluchowi na zdrowie? 10 sygnałów, że możesz mieć problemy z płodnością [WIDEO]
Δևգе еհ ըն
Н ըψиμωст եпիπօዱаш
Adopcja ze wskazaniem polega na oddaniu dziecka do adopcji konkretnej osobie. Skraca to czas całego procesu, co oszczędza traumę dziecku, jak i pozwala rodzicom szybciej cieszyć się swoim maluszkiem. Adopcja ze wskazaniem ma jednak swoich przeciwników.
Nikt z nas nie ma zupełnie czystej karty. Każdy popełniał błędy, a nawet robił zupełne głupoty. Są jednak „grzechy” większego kalibru, których nie można przypisać każdej osobie. Z jednego z nich zwierzyła nam się 29-letnia Marlena*. Kobieta napisała maila do redakcji, w którym opowiedziała o swojej przeszłości. Jej pytanie do was dotyczy tego, czy powinna zrobić to samo w stosunku do swojego faceta. Marlena doskonale wie, że kiedy Mariusz pozna prawdę, już na zawsze zmieni o niej zdanie. Oto jej wyznanie. - Dwa lata temu oddałam dziecko do adopcji – wyrzuca z siebie na samym początku. - Miałam warunki do tego, aby je wychować, bo pochodzę z zamożnej rodziny. Pracuję w rodzinnej firmie, więc na finanse nie narzekam. Powód był bardzo egoistyczny. Nie chciałam tego dziecka. Marzyłam o tym, aby jeszcze sobie pożyć. W planach miałam podróże, wychodzenie do pubu ze znajomymi, randki... Dziecko wszystko by popsuło, a zwłaszcza relacje z facetami. Wiadomo, że jako samotna matka miałabym mniejsze szanse na znalezienie kogoś niż jako zwykła singielka. Jeżeli chodzi o ojca dziecka, które oddałam, wyjechał jeszcze przed porodem i słuch o nim zaginął. Nie odbierał ode mnie telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Zdenerwowałam się. Stwierdziłam, że ja sama z tym problemem nie zostanę. Nawet moi rodzice nie wiedzą, że urodziłam. Powiedziałam im, że chcę sobie zrobić dłuższą przerwę od pracy, żeby przemyśleć kilka życiowych spraw. Jako członek rodzinnej załogi pracowniczej, miałam taką możliwość. Mogłam wyjechać i wrócić, kiedy chciałam, bo praca na mnie czekała. Bliscy myśleli, że wyjeżdżam za granicę, a tak naprawdę cały czas byłam w Polsce. Urodziłam dziecko, załatwiłam wszystkie formalności i wróciłam. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Czułam się, jakbym się pozbyła ciężaru. Dopiero od jakiegoś czasu dręczy mnie niepokój. Nadal nie chciałabym wychowywać dziecka, ale jest we mnie jakiś smutek, którego nie potrafię się pozbyć. Pojawił się, gdy zaczęłam się spotykać z Mariuszem. Mariusz jest jednym z pracowników firmy, która współpracuje z rodzinną firmą Marleny. Poznali się podczas spotkania biznesowego i od razu zainteresowali się sobą. - Na początku spotykaliśmy się jako koledzy z tej samej branży, bo nie chcieliśmy ryzykować, że ucierpi współpraca pomiędzy nami, ale szybko przekonaliśmy się, że chcemy stworzyć związek. Obecnie jesteśmy ze sobą na poważnie, a Mariusz coraz częściej wspomina o najszczęśliwszą osobą na świecie, gdyby w mojej przeszłości nie było tego dziecka. Niestety nie mam tak czystego konta, jakbym chciała. I tak pojawia się zasadnicze pytanie: powiedzieć mu czy nie? Marlena nie boi się, że kiedyś jej dorosłe dziecko zapuka do drzwi, ale ta informacja i tak kiedyś może wyjść na jaw. Na przykład, gdy będzie się starać o potomka z Mariuszem. - Nigdy nie należy mówić „nigdy”. Mam świadomość, że kiedyś moja przeszłość może do mnie wrócić i jeżeli Mariusz pozna prawdę za kilka czy kilkanaście lat, jest wielce prawdopodobne, że mi nie wybaczy. Nie mogłabym mieć o to do niego pretensji. Najlepiej byłoby powiedzieć o wszystkim teraz i mieć kłopot z głowy. On ma prawo wiedzieć. Problem w tym, że bardzo się boję. Nie wiem, jak Mariusz zareaguje. To taki porządny i honorowy facet. Na dodatek bardzo lubi dzieci. Marlena przytacza jedną sytuację. - Kiedyś byliśmy razem u siostry Mariusza, której urodziło się małe dziecko. W pewnym momencie rozmowa zeszła na wyrodne matki. Czyli takie, które porzucają i zaniedbują swoje dzieci. Robiło mi się zimno i gorąco na przemian. Na szczęście Mariusz i Zosia niczego nie zauważyli. Mogę się jednak domyślić, co pomyśleliby o mnie – nieodpowiedzialnej kobiecie, która zaszła w ciążę, a potem oddała dziecko, bo tak było jej wygodniej. Myślę, że zmieniliby o mnie zdanie. Czy na tyle, że Mariusz już nie zechciałby ze mną być? Tego nie wiem na 100 procent. Mariusz jest dla mnie bardzo ważny i nie chcę go stracić. Najlepiej będzie chyba zdobyć się na odwagę i opowiedzieć mu o wszystkim. Może doceni chociaż moją szczerość. Inaczej czeka mnie życie w strachu. Co o tym myślicie? – pyta na koniec Marlena. *imię głównej bohaterki zostało zmienione.
Tłumaczenia w kontekście hasła "do adopcji" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Gdy miał sześć miesięcy, został oddany przez biologicznych rodziców do adopcji.
fot. Adobe Stock Z gabinetu lekarskiego wyszłam na miękkich nogach. Zachwiałam się i musiałam oprzeć o ścianę, żeby nie upaść. Usiadłam na plastikowym krzesełku i zapatrzyłam się w białe drzwi, za którymi usłyszałam wyrok. – Białaczka – lekarz powiedział wprost. – Przykro mi. Nie ukrywał, że leczenie będzie długie i ciężkie, ale dał nam też nadzieję. – To dopiero wczesne stadium. Mieliśmy szczęście, że tak szybko ją wykryliśmy. Jest duża szansa, że chemioterapia da pozytywny efekt w postaci remisji, ale pomimo to potrzebny będzie przeszczep szpiku. – Od kogo? – zapytałam. Mój szesnastoletni syn siedział obok, blady i niezdolny wydusić słowa. – Najczęściej od kogoś z rodziny. Zrobimy testy i sprawdzimy, czy pani lub pani mąż możecie być dawcami. Teraz siedziałam na tym plastikowym krześle, a syn stał nade mną. – Mamo? – Usiądź, Janku. Posłusznie zajął sąsiednie krzesło i patrzył na mnie wystraszony. – Słuchaj, damy radę – powiedziałam, pilnując, by mój głos brzmiał pewnie. Milczał, więc kontynuowałam: – Przejdziemy przez to. Zrobimy chemioterapię i będzie dobrze. – Mamo… – Tak, synku? – Boję się. – Wiem, kochanie – objęłam go mocno. – Ale będzie dobrze, zobaczysz. Janek się bał i doskonale go rozumiałam Sama byłam przerażona, ale starałam się tego nie okazywać. Jak można zaakceptować coś takiego? Nie martwić się, nie bać i wierzyć niezłomnie, że wszystko będzie dobrze? Ja nie umiałam. Wciąż wieszczyłam najczarniejsze scenariusze. Na szczęście leczenie rozpoczęło się szybko. Marek oczywiście wspierał nas z całych sił. On też się bał o Janka i tak samo jak ja próbował tego nie pokazywać. Z tą różnicą, że ja swój lęk ukrywałam przed synem, a mój mąż przed nami obojgiem. Pewnie uważał, że facet, który ma być oparciem dla rodziny, nie może się chwiać. Ale ja wiedziałam, że w nocy nie śpi, raz czy dwa słyszałam też stłumiony płacz. Nie reagowałam. Nie wiedziałam jak ani czy on by sobie tego życzył. Nie miałam wyboru… Rodzice mnie zmusili Terapia początkowo dawała dobre rezultaty. Nowotwór się zatrzymał, potem zaczął się cofać. W tym czasie ja i mój mąż zrobiliśmy testy. Lekarz wezwał nas, gdy przyszły wyniki. – Nie będę państwa okłamywał… Serce mi stanęło, bo już wiedziałam, co chce powiedzieć. – Żadne z państwa nie może być dawcą szpiku dla syna. Zapadła cisza, którą w końcu przerwał mój mąż: – Jakie mamy opcje? – Wpiszemy go na listę oczekujących na przeszczep, przeszukamy bazę danych dawców. Możemy mieć tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś pasujący. – A jeśli nie? – Chemioterapia to nie jest stałe rozwiązanie. Powstrzyma rozwój nowotworu, doprowadzi do jego regresji, ale nie zastąpi przeszczepu. – Czyli jest konieczny, tak? – Najlepiej od brata lub siostry. – Niestety, Janek nie ma rodzeństwa. – Ma… – szepnęłam. – Słucham? – mąż spojrzał na mnie. – Ma brata – powtórzyłam głośniej. Lekarz popatrzył kolejno na mnie i męża, w końcu rzekł: – Może państwo przedyskutują sytuację na spokojnie i wrócą do mnie, gdy wszystko się wyjaśni. Marek nie odzywał się do mnie przez całą drogę do domu. Nie próbowałam z nim rozmawiać. Dopiero gdy zamknęły się za nami drzwi, zapytał: – O czym nie wiem? Nie było delikatnego sposobu, żeby mu o tym powiedzieć… – Mam drugiego syna – wyznałam po prostu. – Ma teraz o cztery lata więcej, niż miałam ja, gdy go urodziłam. – Czyli? – Dwadzieścia. – Chcesz mi powiedzieć, że miałaś dziecko w wieku szesnastu lat? Wzruszyłam ramionami. – Pierwszy chłopak, pierwszy raz, wpadka… Rodzice nie pozostawili mi wyboru, musiałam go oddać. – Boże… – Marek chodził w kółko po pokoju, próbując zebrać myśli. – Rozumiesz, że on może być jedyną szansą dla Janka? Kiwnęłam głową. – Wiem, że to dla ciebie bolesne, ale… – Tak. Muszę go odnaleźć. Musiałam. Dla Janka Wiedziałam to już w chwili, gdy doktor powiedział, że żadne z nas nie może być dawcą. – Pomogę ci – zapewnił Marek. – Wiem. Następnego ranka pojechałam do rodziców. Bałam się tego spotkania. Zwłaszcza ojca. Był człowiekiem, któremu trudno odmówić. To on przed laty zdecydował, że muszę oddać dziecko. Matka ślepo wykonywała jego wolę, jak zawsze zresztą. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzył ojciec. Nic nie mówił, patrzył tylko na mnie, a ja znów poczułam się jak mała dziewczynka. Nie widziałam się z rodzicami, odkąd zdałam maturę. – Cześć – powiedziałam, powtarzając w myślach, że jestem już dorosłą kobietą, a nie zahukaną nastolatką. – Ala… – mama stanęła w progu, zaglądając ojcu przez ramię. Przecisnęła się obok niego i wzięła mnie w objęcia. Oczywiście chciała od razu wszystko wiedzieć o moim życiu. No więc opowiedziałam. Gdy doszłam do momentu, w którym dowiedzieliśmy się o chorobie Janka, ojciec zapytał: – Po co przyjechałaś? Jak zwykle prosto z mostu. – Po dokumenty adopcyjne. Mój pierworodny jest jedyną szansą ratunku dla Janka. Ojciec przez chwilę nic nie mówił, po czym rzucił w stronę matki: – Przynieś. Po chwili pojawiło się przede mną stare pudełko po butach. Łatwo poszło. W środku były dokumenty z agencji adopcyjnej i… zdjęcie. Na widok małego bobasa, którego widziałam ostatnio dwadzieścia lat temu, łzy napłynęły mi do oczu. – Wiedziałem, że kiedyś będziesz chciała go odszukać – powiedział ojciec dziwnie cicho. – Zrobiłem to zdjęcie w dniu, kiedy… Nie zdołał dokończyć. Rzuciłam mu się w ramiona i mocno uścisnęłam. Jeszcze tego samego dnia pojechałam do agencji adopcyjnej, w której mój chłopiec znalazł nową rodzinę. Dyrektorka placówki nie była mi przychylna, póki nie powiedziałam, jaka jest stawka. Przez chwilę rozważała możliwości, w końcu powiedziała: – Proszę zaczekać. Wyszła i wróciła po kilku minutach, niosąc cienką teczkę. Położyła ją na swoim biurku. – Nie powinnam… – popatrzyła na mnie znacząco; potem znów wyszła. Otworzyła mi miła kobieta koło pięćdziesiątki Zrozumiałam, że nie mogła mi podać danych wprost, ale nie mogła zapobiec temu, że samowolnie zajrzę do dokumentów pozostawionych na biurku. Szybko odnalazłam stronę z danymi osobowymi małżeństwa, które zaadoptowało mojego syna. Był też ich ówczesny adres oraz fotografie. Mężczyzna i kobieta wyglądali na sympatycznych. Widziałam też zdjęcie dziecka. Wyraźnie urósł. Zastanawiałam się, ile czasu spędził w tym ośrodku, nim znalazł nową rodzinę. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Mogłam walczyć! Powinnam była walczyć! Otrząsnęłam się. Nie czas na takie rozważania. Wyjęłam smartfona, sfotografowałam interesujące mnie dokumenty, zamknęłam teczkę i wyszłam z biura. Dyrektorka stała przy biurku sekretarki. – Powodzenia – powiedziała. W domu podzieliłam się wszystkimi myślami z mężem. – Nie miałaś wyjścia – rzucił. – Byłaś nastolatką zależną od rodziców. – Wiem, ale jednak… – Hej. On zrozumie. Spokojnie. Odnosił się do momentu, kiedy stanę oko w oko z moim synem. Z dokumentów wynikało, że ma na imię Wojtek. Kto mu je dał? Mój ojciec, gdy zostawiał go w ośrodku? Urzędnicy? Czy przybrani rodzice? – Mam pojechać z tobą? – Nie. Muszę to załatwić sama. Z Jankiem było coraz gorzej. Chemioterapia zatrzymała rozwój nowotworu, ale też strasznie wyniszczyła mojego syna. Przeraźliwie schudł, stracił włosy. Opowiedziałam mu o bracie, żeby dodać mu otuchy. – Pomoże mi? – zapytał. – Tak – odparłam, choć nie byłam tego pewna. – Pomoże. Na drugi dzień wsiadłam w pociąg, który miał mnie zawieźć do Wrocławia, gdzie według dokumentów mieszkali przybrani rodzice Wojtka. Mogli się przeprowadzić, ale innego tropu nie miałam. W trakcie podróży ogarniały mnie na przemian na euforia i paniczny strach. Jak wygląda? Jak zareaguje na mój widok? Czy w ogóle tam mieszka? Gdy już dotarłam do Wrocławia, wzięłam taksówkę. Po dziesięciu minutach stałam przed blokiem, jakich wiele w każdym mieście. Kilkupiętrowa wielka płyta, szara i nieco zaniedbana. Z bijącym szybko sercem wybrałam numer mieszkania na tabliczce domofonu. Serce jeszcze bardziej przyśpieszyło, gdy odezwał się kobiecy głos: – Słucham? I co ja miałam teraz powiedzieć? Nie przemyślałam tego, nie byłam przygotowana i sparaliżował mnie strach. – Halo? – odezwała się znów kobieta. Musiałam się przemóc. – Dzień dobry – zaczęłam niezręcznie. – Nie zna mnie pani, ale… Ale musimy porozmawiać. Przez chwilę kobieta się nie odzywała i myślałam już, że odwiesiła słuchawkę, ale w końcu powiedziała: – Proszę wejść. Rozbrzmiał brzęczyk, pchnęłam drzwi i niemal wbiegłam po schodach. Stanęłam przed drzwiami. Nim zdążyłam zapukać, szczęknął zamek i w progu ujrzałam na oko pięćdziesięcioletnią kobietę. Gestem zaprosiła mnie do środka. – Napije się pani czegoś? – zapytała. Zdziwiła mnie tym pytaniem. – Nie, dziękuję – odparłam. – Pani mnie nie zna, ale… – Jest pani matką Wojtka – dokończyła za mnie. – Tą biologiczną. Wiem, domyśliłam się. Kompletnie zbiła mnie z tropu. Zaprowadziła mnie do pokoju. Dyskretnie rozejrzałam się wokół. Czysto, schludnie, przytulnie. – Zawsze wiedziałam, że ten moment nadejdzie – wyznała. – Szczerze mówiąc, dziwię się, że dopiero teraz. Przy okazji – mam na imię Helena. – Alicja – wybąkałam. – Na pewno chce pani wiedzieć wszystko o Wojtku. Chciałam. Zgodził się natychmiast Nie wahał się ani sekundy Helena i jej mąż Stefan nie mogli mieć własnych dzieci, dlatego zdecydowali się na adopcję. Stefan kilka lat temu zmarł. Wojtek studiuje, ma dziewczynę. Ogólnie wiedzie mu się dobrze. – Powinien niedługo wrócić – powiedziała Helena. – Pokażę pani zdjęcia. – Lepiej nie… Zaczekam. – Wojtek wie, że jest adoptowany. Powiedzieliśmy mu, gdy miał szesnaście lat. Myśleliśmy, że może będzie chciał poznać prawdziwych rodziców. – Nie jestem z jego ojcem. Nie wiem, co się z nim dzieje. – Rozumiem. Pewnie pomyślała: „wpadka”. I nie pomyliła się. Młodzieńczy wygłup ze starszym facetem, który potem zniknął z mojego życia. Otworzyły się drzwi wejściowe. – O, wrócił – powiedziała Helena. Niebawem w pokoju pojawił się młody… no cóż, mężczyzna. Wysoki brunet, szczupły. Wstałam i okazało się, że jest wyższy ode mnie. – Mamo…? – zapytał, patrząc to na Helenę, to na mnie. – Wojtusiu, kochanie, to jest… – zaczęła kobieta. – Alicja – weszłam jej w słowo. – Jestem twoją matką. W pokoju zapadła ciężka, niezręczna cisza. Zrobiło mi się gorąco. – Co tu robisz? – Wojtek zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Zostawię was samych – stwierdziła pośpiesznie Helena. – Na pewno macie wiele do omówienia. – Co tutaj robisz? – powtórzył Wojtek, gdy wyszła. – Musiałam cię odnaleźć. – Dlaczego? Dlaczego teraz? Opowiedziałam mu więc wszystko. Opowiedziałam mu o tym, dlaczego go oddałam, jak wyszłam w końcu za mąż, i że urodziłam Janka, który teraz zachorował na białaczkę. – Więc to dlatego – mruknął. – Odnalazłaś mnie, bo twój drugi syn umiera i potrzebuje przeszczepu. Nazwał rzecz po imieniu, a ja nie mogłam zaprotestować. Łzy napłynęły mi do oczu. – Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała, naprawdę. Nie chciałam cię oddawać, ale nie miałam wyboru. Zostałam zmuszona. – Zawsze jest wybór. – To były trochę inne czasy… – Taaa, jasne… Ale czekałaś dwadzieścia lat, żeby mnie odszukać. I zdecydowałaś się tylko dlatego, że czegoś potrzebujesz. – Zgadza się, przyznaję… Tak naprawdę w ogóle nie chciałam pojawiać się w twoim życiu. Masz kochającą mamę, ułożone wszystko. Nie chciałam tego burzyć. Mogłeś przecież nie wiedzieć o adopcji. Ale potrzebuję cię teraz. Więc błagam, abyś się zgodził. Czy oddasz Jankowi szpik? – Oczywiście – Wojtek nie zawahał się ani na moment. – Jak mógłbym tego nie zrobić? Ale zrobię to ze względu na niego, nie na ciebie. Zostaw mamie namiary – powiedział jeszcze, nim wyszedł. Zabieg wyznaczono na kolejny tydzień. Wojtek zjawił się punktualnie. Wszedł do sali, w której leżał Janek. – Cześć – powiedział z uśmiechem. – Jestem twoim bratem. – Cześć – odparł Janek i też się uśmiechnął. – Fajnie, że jesteś. – Po wszystkim… – zaczął mój mąż. – Mamy nadzieję, że nie wyjedziesz od razu, że zostaniesz na jakiś czas… Wojtek pokręcił głową. – Nie teraz. Kiedyś przyjadę, ale jeszcze nie teraz. Rozumiałam go. I będę czekała. Czytaj więcej prawdziwych historii:Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latkiMój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznymGdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans